Znów we Lwowie

WSTĘP

Minęły 2 lata od podróży sentymentalnej. Wówczas wydawało nam się, że wystarczy nam lwowskich widoków na dłuższy czas. Życie jednak jak zwykle przynosi niespodzianki. Najpierw – ponad rok temu postanowiłem stworzyć stronę internetową o Lwowie. Impulsem do tego był Maciek, najmłodszy z moich trzech synów, który – zafascynowany postawą i sukcesami naszego skoczka narciarskiego – Adama Małysza – zrobił stronę właśnie o nim. Postanowiłem więc i ja wziąć się wreszcie za stronę o Lwowie, który wówczas w Internecie po polsku prawie nie istniał, pomijając strony obcojęzyczne i krótkie wzmianki turystów lub oferty biur podróży. Stopniowo strona rozrastała się o nowe tematy, była odwiedzana przez ludzi zainteresowanych polskim Lwowem, którzy pisali do mnie lub wpisywali się do „księgi gości”. Moje kontakty internetowe zaczęły się gwałtownie poszerzać głównie dzięki zagorzałemu lwowiakowi z Florydy – Stanisławowi Szybalskiemu, który wciągnął mnie do grupy dyskusyjnej Polski Lwów na Yahoo. I tak stopniowo poszukiwałem materiałów do strony najpierw we własnej biblioteczce, którą od czasów lwowskich stopniowo gromadziłem, poprzez archiwalne zdjęcia, aż do coraz częściej ukazujących się obecnie książek o tematyce lwowskiej i kresowej i czasopism kresowych: wrocławskiego „Semper Fidelis” i krakowskiego „Cracovia Leopolis”.

Rozpad ZSRR i przejście Lwowa pod władzę niepodległej Ukrainy zmieniło radykalnie znane mi oblicze miasta. Oglądając z zewnątrz i fotografując piękne, zabytkowe lwowskie kościoły, których za polskich przedwojennych czasów było ponad 40, z czego czynne jako świątynie tylko dwa, zastanawiałem się jak też one mogą wyglądać wewnątrz. Czasami udało się w którejś z książek znaleźć fotografię przedwojenną, czasami – jak w przypadku kościoła Dominikanów, który pełnił rolę muzeum ateizmu i religii, można było tam wejść i podziwiać wnętrze, pozbawione jednak zupełnie atrybutów religijnych, czasami zaś – jak w kościele Marii Magdaleny, gdzie odbywały się koncerty organowe filharmonii lwowskiej, obejrzeć część świątyni czy też – jak w kościele św. Anny, zamienionym na sklep meblowy, przekonać się na własne oczy, jakim dysonansem jest szyld „meble” nad drzwiami wejściowymi do zabytkowego kościółka. Większość zabytkowych kościołów była jednak w czasie moich studiów zamknięta na głucho, więc gdy po rozpadzie ZSRR w 1990 roku zostały one przekazane cerkwi grekokatolickiej czy prawosławnej lub też innym wyznaniom, można było wreszcie wejść do większości nich i uzupełnić wreszcie wyobrażenie o nich także o ciekawe wnętrza.

Udostępniono także zwiedzającym zamknięty dotychczas teren lwowskiej Cytadeli, gdzie stare wojskowe budynki wykorzystuje m.in. bank.

No i lwowskie nekropolie: staraniem najpierw pracowników Energopolu, później zaś z zaangażowaniem najwyższych władz RP odbudowano zdewastowany w czasach sowieckich Cmentarz Orląt, umożliwiono renowację niektórych grobowców na przekształconym w muzeum Cmentarzu Łyczakowskim.

Przed ubiegłoroczną wizytą Papieża we Lwowie dokonano renowacji wnętrza pięknej Katedry Łacińskiej, która „wyszła z cienia” i zajaśniała wreszcie wspaniałym blaskiem polichromii nieznanym mi z wcześniejszych odwiedzin, otwarto maleńką część Katedry Ormiańskiej, dokonano restauracji Soboru św. Jura i pałacu metropolitów grekokatolickich, który gościł Papieża w czerwcu 2001 roku.

Lwowska starówka została uznana przez UNESCO za zabytek najwyższej klasy, stąd też pojawiły się fundusze tej organizacji przeznaczone na renowację mocno nadszarpniętych „zębem czasu” zabytkowych kamienic.

Do Lwowa przyjeżdża teraz wielu turystów z kraju, Polaków widać i słychać tutaj prawie wszędzie. Problemy z odbudową Cmentarza Orląt, które stwarza Rada Miejska Lwowa, odbiły się głośnym echem w polskich środkach przekazu i nie ma już teraz chyba w kraju człowieka, który nie orientowałby się, kim są lwowskie Orlęta. Cmentarz ten, wyglądający obecnie wspaniale, mimo braku wielu istotnych elementów: kolumnady, lwów, pomników lotników amerykańskich i piechurów francuskich, jest pięknym świadectwem polskiego patriotyzmu – tego sprzed ponad 80 lat i współczesnego. Jest on jednym z obowiązkowych celów wycieczek z kraju i już na szczęście nie trzeba przedzierać się przez chaszcze i rozwalony mur cmentarny, by odnaleźć i złożyć hołd bohaterom, spośród których wywodzi się także ten nieznany bohater pochowany w Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, symbolizujący chwałę polskiego oręża.

Ukraina boryka się z wieloma problemami ekonomicznymi i społecznymi, stąd też ten pozytywny obraz przemian nie jest niestety do końca prawdziwy. Widoczne na każdym kroku są rażące zaniedbania w utrzymaniu stanu infrastruktury miasta. Trudno się jeździ po lwowskich ulicach, których nawierzchnia z bazaltowej kostki pamięta czasy CK Austro-Węgier. Żałosny widok przedstawia Park Stryjski zarośnięty chwastami. W dalszym ciągu występują poważne braki w zaopatrzeniu miasta w wodę, bardzo wiele kamienic czynszowych, odebranych w 1939 roku właścicielom, nie remontowanych od tego czasu, zasiedlonych często ponad normę, wykazuje stan zbliżony do ruiny, inne – te w centrum, są poddane kosmetyce jedynie z zewnątrz. Przykry zapach unosi się ze studzienek kanalizacji burzowej. Mimo to jednak ulice i chodniki są regularnie zamiatane, widoczne są częste patrole milicji i służb porządkowych dzięki czemu nie spotkaliśmy ani chuliganów ani – poza nielicznymi przypadkami – pijaków czy narkomanów. Zmalała też od ostatniego pobytu liczba żebraków, którzy z reguły okupują wejścia do cerkwi i kościołów.

Lwów jest w mojej ocenie normalnym europejskim miastem, przyjaznym dla turystów, z dość dobrze funkcjonującą komunikacją i zaopatrzeniem w artykuły spożywcze i przemysłowe. Ceny towarów i usług z reguły są w dalszym ciągu nieco niższe niż w kraju. Nie ma też kłopotów z wyżywieniem i noclegami. Połączenia komunikacyjne ze światem są dostosowane do potrzeb i – zależnie od stanu finansów – można skorzystać z różnych środków transportu do różnych miast w Polsce.

Ukazało się kilka ciekawych książek i czasopism o Lwowie, zrobionych naprawdę solidnie przez mieszczące się na ulicy Kościuszki ukraińskie wydawnictwo „Centrum Europy”. Polska wersja przewodnika po Lwowie zawiera cały ogrom obiektywnych informacji o Lwowie, interesujących polskiego turystę, nie omijających tak licznych polskich śladów widocznych tu na każdym kroku. Książka jest bogato ilustrowana zdjęciami archiwalnymi i współczesnymi, zawiera bardzo przydatne przejrzyste mapki kolejnych dzielnic jak też całego Lwowa. Służyła mi ona przez cały czas pobytu we Lwowie.

PODRÓŻ

Jedziemy we wtorek, 6 sierpnia z Gdańska samochodem we czwórkę – wraz z żoną i synami: Piotrkiem (17 lat) i Maćkiem (15 lat). Najstarszy, Marek, jest na studiach w Niemczech i ma akurat sesję egzaminacyjną. Układ egzaminów uniemożliwia mu wzięcie udziału w tej eskapadzie, choć bardzo by chciał. Młodsi synowie tym razem także uzbroili się w sprzęt fotograficzny z poważnym zamiarem obfotografowania Lwowa na wszystkie sposoby. Ja zabrałem aparat i kamerę video, by jak najwięcej lwowskich widoków utrwalić na „zaś”. Pierwszy nocleg zamówiliśmy na sympatycznym campingu w Kozienicach. W środę rano ruszamy dalej, zahaczając o niewielką wieś Czemierniki na lubelszczyźnie, skąd pochodzi mama żony. Kolejny postój robimy w Lublinie, który dwa lata temu obejrzeliśmy bardzo pobieżnie z braku czasu. Upał niemiłosierny, ale dzielnie wędrujemy na Starówkę, która jest piękna, ale tragicznie zaniedbana. Śliczne wąskie zaułki, zabytkowe kamienice, rynek z kafejkami, zabytkowy Zamek z jego wspaniałą jagiellońską i tragiczną wojenną historią, no i pierwszy lwowski akcent na trasie do Lwowa: kopia lwa sprzed Łuku Chwały na Cmentarzu Obrońców Lwowa, zdobiącego niegdyś od strony głównego wejścia centralny pylon lwowskiego panteonu. Po dewastacji cmentarza oba lwy zostały zabrane stamtąd i po usunięciu polskich orłów z tarcz ustawione gdzieś na rogatkach Lwowa. Lubelski lew przed Zamkiem został odsłonięty w 75 rocznicę zwycięskiej batalii o Lwów staraniem Rodaków z kraju i z zagranicy. I tak jak większość pomników i obiektów w Polsce został on upstrzony gęstymi napisami chuliganów i bezmyślnej młodzieży. Przykre to, że po pierwsze pozwala się na smarowanie farbą pomników i domów, a po drugie nie usuwa się ich w porę. Zdaje sobie sprawę, że to wyczyn niewielkiej procentowo grupy społeczeństwa, ale jakże wyraźny i bolesny. Z Lublina jedziemy do Przemyśla, gdzie zamówiliśmy nocleg na tamtejszym (mizernym) campingu nad Sanem i gdzie chcemy pozostawić samochód na czas podróży do Lwowa.

Dzień pierwszy

W czwartek 8 sierpnia o 9:40 jedziemy znowu autobusem „Chortyci” do Lwowa. Kierowca, początkowo opryskliwy, po stwierdzeniu, że jesteśmy Polakami, rozpływa się w uprzejmościach dla nas, nie ma jednak litości dla naszych sąsiadów ze Wschodu. Po drodze okazuje się, że miał ku temu powody.

Granica w Medyce niedaleko, ale stoimy najpierw przed polskim szlabanem, gdyż strona ukraińska przytrzymuje autobusy. Po 45 minutach wjeżdżamy na polską odprawę paszportową i celną, która znowu okazuje się jedynie formalnością. Kolejne 45 minut czekamy na odprawę ukraińską. Wyglądam z okna autobusu na sznur samochodów osobowych czekających na odprawę. W nowej czerwonej toyocie dostrzegam charakterystyczna sylwetkę Jerzego Janickiego. Znamy się co prawda głównie z maili, trochę też z grudniowej radiowej audycji o Lwowie, więc podbiegam do niego, przedstawiam się, uścisk dłoni i słyszę z tylnego siedzenia: „Cześć Staszku”. Patrzę zdziwiony, a to Zbyszek Chrzanowski, szef Polskiego Teatru, który jak zwykle na weekend jedzie z Przemyśla do Lwowa. Umawiamy się na kontakt telefoniczny we Lwowie.

Autobus PKSu Przemyśl, którym jadą turyści z Polski jest sprawdzany dokładnie – wszyscy podróżni muszą wyjść ze swoimi bagażami z autobusu i udać się do budynku odpraw. Kontrola przebiegła jednak dość sprawnie i przychodzi kolej na nas. Nam udaje się załatwić odprawę szybko i bezproblemowo. Cieszę się, że sprzęt komputerowy i fotograficzny, który wiozę dla Lwowian, nie będzie stwarzał problemów. Podróż mija szybko. Mijamy wsie i miasteczka, w których widać jakby nieco większą zasobność i porządek niż przed dwoma laty. Dużo pól w dalszym ciągu leży odłogiem, ale prywatne rolnictwo stopniowo się rozwija. Budowane są nowe domy, co kawałek trafiamy na nowe, nieźle wyposażone stacje benzynowe. Benzyna kosztuje tu tylko ok. 1,9 hrywny, więc prawie połowę tego, co w Polsce. Dlatego też wielu handlarzy z Polski tankuje po prostu baki swoich aut tańszą benzyną zamiast przemycać inne towary. W mijanych miasteczkach duży ruch. Widać też wiele odnowionych kościołów i cerkwi.

Znowu we Lwowie

Po ok. 1,5 godzinie jesteśmy na rogatkach Lwowa. Wjeżdżamy Gródecką, mijając po drodze zakłady przemysłowe czynne i zamknięte, słyszymy charakterystyczny terkot kół sunących po nieśmiertelnym lwowskim bruku z bazaltowej kostki, wypatrujemy wież kościoła Elżbiety i wreszcie lądujemy na przystanku przy dworcu kolejowym na alei Focha. Kierowca radzi nam uważać na dokumenty i pieniądze, i zaprasza w drogę powrotną z Dworca Stryjskiego około 17-tej. Mówi, że w kasach biletowych nie ma informacji o polskim autobusie, że sprzedaje się bilety na autobusy ukraińskie, podczas gdy codziennie około 17:00 polski autobus wraca do Przemyśla.

Szukamy taksówki, która zawiozłaby nas na Łyczakowską, gdzie będziemy mieszkali, ale – jak zwykle od dziesiątków lat we Lwowie – taksówkarze nie zważając na wskazania taksometru próbują nabrać naiwnych na wysokie opłaty rzędu 15-20 hrywien. Kawałek dalej spotykamy starszego kierowcę wołgi, który za 10 hrywien zgodził się dowieźć nas na kwaterę. Po drodze rozmawiamy z nim po rosyjsku. Jest emerytem i dostaje miesięcznie ok. 140 hrywien emerytury, podobnie jak jego żona. Dorabia więc, wożąc chętnych trochę taniej niż taksówki. We Lwowie są już godziny szczytu, bo zegarki przesunęliśmy o godzinę do przodu i jest już 14-ta. Ruch samochodów duży, ulice ciasne, gdzieniegdzie prace remontowe torowisk tramwajowych. Jedziemy przez centrum miasta, z Gródeckiej skręcamy w Sapiehy, mijając znajome miejsca: kościół św. Elżbiety, Politechnikę, skręcamy w Kopernika, mijamy Ossolineum, dalej w Ossolińskich, przecinamy Akademicką, mijamy kościół Klarysek na Placu Cłowym i na Łyczakowskiej kościół św. Antoniego. Za św. Antonim skręcamy w górę i nie bez trudu znajdujemy niewielką uliczkę, gdzie mamy kwaterę.

Odświeżamy się po podróży i czym prędzej w towarzystwie córki naszej gospodyni, Kasi – „świeżo upieczonej” studentki medycyny krakowskiej „Jagiellonki” ruszamy do centrum na pierwszy rekonesans. Korzystamy z mikrobusów, które w wielkiej różnorodności tras, funkcjonując od rana do późnego wieczora, zatrzymując się w dowolnym miejscu trasy według potrzeby pasażerów wyrażonej słowem „zupynytsia” („zupynka”=przystanek), za jedyne 80 kopiejek dowożą pasażerów do celu. Wysiadamy na placu Bernardyńskim niedaleko Rynku Halickiego i nowego pomnika ruskiego (co nie znaczy rosyjskiego!) króla Daniły, założyciela Lwowa. Aparaty fotograficzne idą w ruch, zaczyna się sesja zdjęciowa. Idziemy Halicką ku Katedrze. Ze zgrozą widzimy rusztowania przy Kaplicy Boimów – a więc znowu nie zrobimy zdjęć wspaniałej manierystycznej kamiennej fasady tego jedynego w swoim rodzaju zabytku. No cóż, skoro remont, to nadzieja na poprawę stanu zabytku!

Wchodzimy do Katedry. Jest wspaniale odnowiona, oświetlona i jasna. Przeciwieństwo stanu, który pamiętałem z czasów studenckich. Wspaniałe polichromie, witraże, rzeźby, ołtarze. Wyciągamy aparaty, lecz dzieci, które towarzyszą dorosłym, sprzedającym polskojęzyczne foldery o Katedrze, informują nas, że zdjęć robić nie wolno. Jesteśmy zdruzgotani! Tyle wspaniałości i bez zdjęć? Po chwili ta sama dziewczynka podchodzi jednak i mówi, że jak pani idąca ku zakrystii wyjdzie z katedry, można będzie robić zdjęcia. Jesteśmy uratowani! Robię około 30 zdjęć wszystkich interesujących obiektów, wnętrz przepięknych kaplic.

Z katedry wychodzimy na ulicę Kilińskiego, od zewnątrz oglądamy pięknie rzeźbioną Kaplicę Kampianów, Grób Pański i idziemy na Rynek. Kasia umówiła się tu ze swoim chłopakiem Januszem, także studentem UJ, przyszłym prawnikiem. Młodzież tutejszych dwóch polskich szkół średnich korzysta z możliwości studiowania w kraju, choć wymaga to przebrnięcia przez sito egzaminacyjne przed wyjazdem, zaliczenia roku zerowego dla obcokrajowców (sic!) w Łodzi i zdania egzaminu wstępnego na wybraną uczelnię, która ma limit przyjęć dla kandydatów spoza kraju. Ci, którzy kończą polskie uczelnie, pozostają często na stałe w Polsce, bo tam jednak mimo problemów ze znalezieniem pracy, żyje się dużo łatwiej niż na Ukrainie.

Na Rynku pod ratuszem kolorowe parasole, przytulne stoliczki w barkach i tłum ludzi w ogródkach kawiarnianych. Rynek jest odnawiany: część kamienic przeszła gruntowny remont (jak choćby ta na rogu Ruskiej i Serbskiej, gdzie mieści się obecnie bank), część zaś ma tylko pomalowaną na nowo fasadę i wygląda na oko efektownie, ale jest to stan równowagi nietrwałej...

W szóstkę wraz z Kasią i Januszem idziemy w kierunku Placu Mariackiego, gdzie stoi piękna biała figura Matki Boskiej (stąd plac przed wojną nazywał się: Mariacki), a także – na środku placu – słynny z piękności pomnik Adama Mickiewicza. Miejsce po jednej ze zburzonych na tyłach pomnika kamienic jest już wypełnione dziwną bryłą budowanej z czerwonej cegły siedziby banku. Wchodzimy na ulicę Kopernika i idziemy do knajpki w nowoczesnym Pałacu Sztuki, by na jej tarasie odgrodzonym od ulicy pięknie kutą metalową kratą, ochłodzić się lwowskim piwem.

Dalej wędrujemy już sami naszymi starymi, jakże dobrze znanymi z młodości ścieżkami. Zamierzamy rozpocząć od Cytadeli, jednego z niewielu ciekawych miejsc we Lwowie, którego dotąd z bliska nie widzieliśmy. Po drodze zachodzimy na dziedziniec kościoła św. Łazarza. W pomieszczeniach dawnego przytułku dla ubogich jest teraz średnia szkoła muzyczna, sam kościół pełniący – jak wiele innych we Lwowie – rolę cerkwi grekokatolickiej – czynny jest w niedziele. Skręcamy w lewo ku Cytadeli. Spotykamy po drodze sympatycznego mężczyznę w średnim wieku, który towarzyszy nam aż do samej Cytadeli, opowiadając w łamanym języku polsko-rosyjskim o jej powojennej historii. Z wykształcenia jest, podobnie jak ja, elektronikiem, kończył też w latach 70-tych wydział radiotechniki Politechniki Lwowskiej, pracował w jakiejś firmie elektronicznej mieszczącej się na terenie Cytadeli. Kilka starych powojskowych budynków zaadaptowały na swoje potrzeby banki, zaś okrągła bryła centralnej budowli straszy licznymi śladami dewastacji. W okolicy widać też przeróżne dobudówki z czasów sowieckich, gdy stacjonowało tu wojsko. Robimy kilka zdjęć i ruszamy wydeptaną przez spacerujących tu z pieskami okolicznych mieszkańców ścieżką wśród bujnych pokrzyw. Ulicą Kalecza schodzimy ku Ossolineum, mijając przebudowywaną właśnie willę „Zaświecie”, niegdyś salon literacki Lwowa, zamieszkałą przed wojną przez poetkę Marylę Wolską i jej córkę, Beatę Obertyńską. Skręcamy w prawo, ku Akademickiej, na skwerku gdzie kiedyś stał pomnik siedzącego Aleksandra Fredry, teraz „pomnikowo” siedzi Mychajło Hruszećkyj, prezydent Ludowej Republiki Ukraińskiej powstałej na krótko po I wojnie światowej. Wchodzimy na ulicę św. Mikołaja. Po prawej jej stronie znajdują się stare budynki Uniwersytetu i kościół św. Mikołaja, obecnie cerkiew. Na uniwersyteckich budynkach wmurowane są tablice pamiątkowe – jedna z nich w formie medalionu – upamiętnia wielkiego polskiego matematyka Stefana Banacha, który był nie tylko profesorem matematyki, ale w czasie okupacji niemieckiej w tych właśnie budynkach był karmicielem wszy w Instytucie profesora Rudolfa Weigla, produkującym szczepionkę przeciw strasznej chorobie – tyfusowi plamistemu.

O zasługach profesora Weigla, który uratował podczas obu okupacji Lwowa: sowieckiej (1939-41) i hitlerowskiej (1941-44) od aresztowania, wywózki i śmierci kwiat polskiej inteligencji, na dodatek dostarczając szczepionkę polskiemu ruchowi oporu i Żydom do warszawskiego getta, można przeczytać także na mojej stronie (http://www.lwow.home.pl/Weigl.html).

Wracamy na Akademicką, bo robi się już dość późno i w drodze na kwaterę zachodzimy jeszcze do Katedry Ormiańskiej, którą oglądałem dotychczas jedynie z zewnątrz - zza zamkniętych zawsze, udekorowanych świeżymi wiązankami kwiatów, krat. Teraz chciałbym jak najprędzej dotrzeć do wszystkich miejsc, które były w latach moich studiów niedostępne, a tak ciekawe. Na przylegającym do Katedry uroczym wewnętrznym podwórku jest grupa młodych ludzi. Rozmawiają po rosyjsku, filmują to piękne miejsce, próbują skłonić nas do opuszczenia dziedzińca. Ale i my jesteśmy spragnieni obejrzenia z bliska i utrwalenia na taśmie filmowej tych wspaniałych zakątków wielonarodowego i wielokulturowego Lwowa. Jest tu wiele starych płyt nagrobnych, z napisami ormiańskimi, ułożonych jako posadzka pod arkadami, kilka wmurowanych w ścianę katedry tablic pamiątkowych polskimi i ormiańskimi inskrypcjami no i wreszcie piękna rzeźbiona w drewnie, mocno już zniszczona kapliczka z ukrzyżowanym Chrystusem. Rozbiegamy się fotografując ile się da, wreszcie przechodzimy przez wewnętrzny zaułek na drugą stronę katedry, gdzie jest obecnie wejście do otwartej dla wiernych i turystów, najstarszej części świątyni. Mimo dość późnej pory można jeszcze wejść do środka, płacąc jakąś niewielką ofiarę za możliwość fotografowania wnętrza dwóm pilnującym wejścia, rozmawiającym po polsku Ormiankom. Można u nich kupić także widokówki, płyty i książki. Jakże niesamowite wrażenie na nas robi wnętrze Katedry Ormiańskiej! Kolorowe ornamenty, piękne realistyczne, potężne malowidła Mehoffera i Rosena, alabastrowy pomnik Patriarchy Ormiańskiego, który zmarł we Lwowie, kilka drewnianych ławek dla wiernych i półkoliste stalle za nimi. Dalej mur, odgradzający drugą, młodszą ale i większą część katedry, gdzie w dalszym ciągu jest magazyn zbiorów Lwowskiej Galerii Malarstwa. Tam nie da się wejść, więc robimy – korzystając z włączonego oświetlenia – zdjęcia malowideł. Noszą one także ślady wielu lat zaniedbania i poniewierki, wymagają niewątpliwie gruntownej renowacji.

Z Katedry Ormiańskiej wędrujemy już ciepłym sierpniowym wieczorem na naszą gościnna kwaterę. Jesteśmy zmęczeni trudami i wrażeniami pierwszego dnia, ale jakże szczęśliwi, że znowu we Lwowie i że udało się zrealizować już część planów tak skrzętnie przygotowywanych przed wyjazdem. Odświeżamy się, jemy kolację i kładziemy się spać.

Dzień drugi: Cmentarz Łyczakowski i Cmentarz obrońców Lwowa

Gnani chęcią odwiedzenia najważniejszych dla nas miejsc we Lwowie wybraliśmy się z samego rana na Łyczaków. Nasza kwatera znajdowała się niedaleko od Łyczakowskiej, więc nie było potrzeby skorzystania z tramwaju - wybraliśmy się pieszo. Rejon, w którym mieszkaliśmy, należał pod jednym względem do uprzywilejowanych: niezależnie od pory dnia była w kranach woda. Na nasze zdziwione pytania, że przecież mieszkamy na kolejnym lwowskim wzniesieniu a nie w dolinie - skąd więc brak tak powszechnych we Lwowie problemów z wodą, nasi gospodarze odpowiedzieli, że po prostu niedaleko stąd mieszkają lwowscy prominenci.

Rzeczywiście, po drodze ku Łyczakowskiej minęliśmy nowoczesne i nieźle wyposażone domy wielorodzinne, zbudowane całkiem niedawno. Nieczęsty to we Lwowie widok, nowe budownictwo mieszkaniowe w centrum miasta i starych dzielnicach, takich jak Łyczaków, należy raczej do rzadkości. Przy cerkwi Piotra i Pawła skręciliśmy ku cmentarzowi. Próbowaliśmy skrócić sobie drogę i wejść przez jedno z "nieoficjalnych" wejść od strony dawnego Wzgórza Sławy, lecz wydeptane przez trawnik ścieżki kończyły się świeżo zabezpieczonymi drutem kolczastym byłymi ubytkami w ogrodzeniu. Widocznie zbyt wielu ludzi omijało punkt sprzedaży biletów wstępu na cmentarz przy głównym wejściu.

Poszliśmy więc i tym razem główną bramą. Po drugiej stronie ulicy rozłożyły się stragany z kwiatami i zniczami, aby odwiedzający cmentarz mogli zaopatrzyć się w te cmentarne akcesoria. Bilety sprzedawał kasjer, który rozłożył sobie stolik "frontem do klienta" tuż za bramą. Nasi "studenci" korzystają znowu ze zniżki. Teren tuż przy wejściu zmienił się w ciągu tych dwóch ostatnich lat bardzo znacznie. Duży plac tuż za bramą główną został wyłożony jasnymi płytkami, na lewo zaś postawiono dużą tablicę z oznaczeniami kwater i słynnych pochówków. Znam ukraiński na tyle, by doczytać się zamieszczonych tam objaśnień. Na próżno jednak szukać informacji o grobach słynnych Polaków: Marii Konopnickiej, Gabrieli Zapolskiej, Stefana Banacha, Sewryna Goszczyńskiego, Artura Grottgera i innych. Informacja obejmuje tylko pochówki ukraińskie.

Odnieśliśmy wrażenie, że przy głównych alejkach cmentarnych przybyło grobów ukraińskich i przechodnie zdążający ku słynnym kwaterom Orląt czy świeżemu cmentarzowi Strzelców Siczowych, przechodzą przez cmentarz z przewagą ukraińskich grobów. Wystarczy jednak skręcić nieco w bok, by trafić na cały ogrom w większości zaniedbanych, zarośniętych bujną cmentarną roślinnością, głównie polskich grobów. Cmentarz robi na mnie ciągle ogromne wrażenie. Jedną z przyczyn jest świadomość faktu, iż pochowano tu tak wielu wybitnych Rodaków, drugą - fakt, iż zrządzeniem nieubłaganego losu zarówno on jak i cały Lwów leży dziś poza granicami kraju, przynależy do obcego państwa i tak naprawdę wszelkie decyzje co do jego dalszych losów nie zależą od nas, kolejną - jego stopniowe odkrywanie - za każdą tam bytnością - począwszy od pierwszej, jakże nieświadomej mojej bytności w sierpniu 1973 roku, kilka dni po przyjeździe do Lwowa na studia, odkrywanie - które trwa za każdą kolejną wizytą. Teraz nie tylko dla mnie, ale i dla moich synów.

Widzimy szereg wycieczek z Polski, które prowadzone przez przewodnika "zaliczają" w oszałamiającym tempie kolejne "obiekty" cmentarza i mamy tę wielką satysfakcję, że możemy wędrować spokojnie, podziwiać nie tylko te słynne groby, lecz w zadumie i spokoju odkrywać piękno i urok tego niesamowitego miejsca.

Zatrzymujemy się na chwilę przy pomniku Seweryna Goszczyńskiego, romantycznego kresowego poety i działacza niepodległościowego, którego 200 lecie urodzin obchodził Polski Teatr we Lwowie w ub. roku m.in. sztuką Mariana Hemara "Dawny spór", graną nie tylko na Kopernika 42 w dawnym pałacu Bielskich, ale też w Winnicy, niedaleko miejscowości Ilińca, gdzie urodził się poeta. Spór ów toczył się między dwoma wielkimi Lwowiakami: Fredrą i Goszczyńskim i dotyczył jakże różnego u obu twórców podejścia do problemów narodowych: wesołego i prześmiewczego w sztukach Aleksandra Fredry i buntowniczego, aktywnego do końca w walce o niepodległość u Goszczyńskiego. Goszczyński była wszak jednym z uczestników spisku podchorążych Piotra Wysockiego w 1830 roku, uczestniczył w ataku na Belweder, walczył w randze kapitana w Powstaniu Listopadowym, zaś po jego upadku zakładał w Galicji stowarzyszenia niepodległościowe, na emigracji w Paryżu działał wraz z Mickiewiczem w Kole Towiańczyków, by wreszcie pod koniec życia wrócić w glorii chwały do Lwowa, gdzie zmarł w 1872 roku.

Kolejną wspaniała postacią, której pomnik-grobowiec stoi nieopodal, jest Julian Konstanty Ordon (1810-1886), uczestnik powstania listopadowego ("Reduta Ordona" A. Mickiewicza), garibaldczyk, od 1833 roku na emigracji w Niemczech, Anglii, Francji i we Włoszech, gdzie zmarł śmiercią samobójczą. O prawo sprowadzenia jego zwłok i uroczystego pogrzebu konkurowały Kraków i Lwów. Wygrał Lwów i uhonorował Ordona pięknym pomnikiem dłuta zankomtych lwowskich rzeźbiarzy: Tadeusza Barącza i Juliana Markowskiego.

W sąsiedztwie, skażonym już niestety współczesnymi grobowcami z czasów sowieckich, rzucają się w oczy piękne monumentalne grobowce Zamoyskich i Stanisława Jana Szczepanowskiego, wspaniałego lwowskiego polityka, przemysłowca i publicysty, który zginął śmiercią lotnika w 1938 roku.

Skręcamy w prawo i zatrzymujemy się na chwilę przy czarnym grobowcu lwowskich kupców Riedlów, którzy oprócz licznych zasług dla Lwowa i Polski przygarnęli najpierw do swego mieszkania a później i do rodzinnego grobowca największego polskiego matematyka, Stefana Banacha, który nie zdążył po przeżyciach wojennych, śmiertelnie chory, wyjechać do Krakowa po II wojnie, gdzie czekała na niego katedra matematyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od moich studenckich czasów, gdy przypadkiem wzrok mój padł na wykute w czarnym marmurze grobowca Riedlów nazwisko Banacha, gdy karczowałem chwasty przed grobowcem, jest to jeden z ważniejszych i coraz częściej pokazywanych przez przewodników grobów Łyczakowa, więc i tu leżą świeże kwiaty i płoną znicze. Następny grób bowiem nigdy nie stał opuszczony - zawsze pokryty wiązankami kwiatów i z nieustannie palącymi się świeczkami, nawet za siermiężnych sowieckich czasów. Mowa o grobie Marii Konopnickiej, skromnym i niewielkim, z realistycznym popiersiem dłuta lwowskiej przedwojennej rzeźbiarki Luny Drexlerówny.

Naprzeciwko grobowiec rodziny Gorgolewskich. Najsłynniejszy z Gorgolewskich - Zygmunt (1845-1903) wygrał konkurs na projekt lwowskiego Teatru Wielkiego (obecnej opery), pięknego eklektycznego gmachu zbudowanego w latach 1897-1900 nad smrodliwą ponoć lwowską rzeczką Pełtwią, zasklepioną na miejskim odcinku i płynącą pod deptakiem między Wałami Hetmańskimi a Legionów i pod samym teatrem.

Nieco dalej trafiamy na grobowiec, w którym pochowano profesora Adama Kuryłło, profesora mechaniki Politechniki Lwowskiej, wykładowcę tej uczelni w czasach CK-Austro-Węgier, II Rzeczpospolitej, ZSRR i wolnej Ukrainy (jego dziełem jest m. in. żelbetonowy strop nad Salą Senatorską na Wawelu ze słynnymi wawelskimi głowami). Widywałem i ja sędziwego Profesora na Katedrze Mechaniki podczas swoich studiów na Politechnice Lwowskiej, bo choć moją specjalnością była automatyka i elektroniczne maszyny liczące, jednym z obowiązkowych przedmiotów do zaliczenia pozostała mechanika precyzyjna i wytrzymałość materiałów. Profesor Kuryłło nie opuścił ukochanego Lwowa niezależnie od zmieniających się wokół władz i państwowej przynależności miasta. Teraz podobno jego wnuk prowadzi we Lwowie firmę zajmującą się renowacją nagrobków. Wracamy aleja zasłużonych i zatrzymujemy się przed grobem Gabrieli Zapolskiej . Z boku jej prostopadłościennego grobowca wykuto tytuły jej licznych sztuk teatralnych. Bujne życie prowadziła Maria Gabriela Stefania Korwin-Piotrowska, primo voto Śnieżko-Błocka, secundo voto Janowska, którą znamy z pseudonimu Zapolska. Sztuki obyczajowe nie straciły aktualności do dziś zaś jej "Moralność pani Dulskiej" weszła do kanonów literatury dramatycznej.

CDN...

CMENTARZ ORLĄT

Od kwatery powstańców styczniowych schodzimy w dół ku alei prowadzącej ku Cmentarzowi Obrońców Lwowa. Droga wiedzie wśród licznych bujnie rosnących chwastów. Mijane groby, tu - na krańcach cmentarza - są z reguły znacznie skromniejsze, niczym - poza widocznym brakiem bieżącej opieki - nie różniących się od cmentarzy w kraju. Ciężarowy ŁAZ, którego mijamy na bocznej alejce, przywiózł robotników i materiały budowlane na kolejną przeróbkę jednego ze starych grobów.

Tuż przed obecnym głównym wejściem na Cmentarz Orląt, które za moich studenckich czasów było potężną dziurą w parkanie cmentarnym, za nią - już tylko obraz zniszczenia, bałaganu i sowieckich porządków w ówczesnej wytwórni materiałów budowlanych, umieszczonej w katakumbach, z nadbudowanym jakimś koszmarkiem budowlanym, teraz umiejscowiono cmentarz Strzelców Siczowych. Po lewej stronie alei, tuż przed wejściem na "Orlęta", na półkolistym murze metalowymi literami ukraiński napis głosi: "Pamiętajmy o minionym, ale myślmy o przyszłości" i pod nim nazwiska obu prezydentów: Ukrainy - Leonida Kuczmy i Polski - Aleksandra Kwaśniewskiego. Po prawej zaś stronie wielka kolumna z pomnikiem Michała Archanioła, patrona Ukrainy, który z podniesionym w górę mieczem spogląda na położoną poniżej kapliczkę i otaczające ją nieliczne jeszcze i różnorodne w formie groby przeciwników Orląt Lwowskich - Strzelców Siczowych. Do kapliczki i grobów ukraińskich schodzi się w dół - po schodach. Polacy lwowscy z przekąsem konstatują, że Archanioł Michał odwrócony jest tyłem do Cmentarza Orląt, tak jak władze Lwowa do problemu odbudowy cmentarza.

Cmentarz Strzelców Siczowych robi na mnie niekorzystne wrażenie. Może gdyby był ukończony, gdyby nie znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie Cmentarza Obrońców Lwowa - jakże eleganckiego w swej wojskowej prostocie, harmonijnie rozmieszczonego i monumentalnego, mimo braku kolumnady pomiędzy ogromnymi pylonami, starannie utrzymanego, z ascetyczną zielenią pokrywających groby iglaków i jasnym żwirkiem na alejkach pomiędzy grobami.

Wchodzimy na teren Cmentarza Orląt. I teraz, podobnie jak przed dwoma laty, spotykamy tu lwowskiego Polaka - skromnego starszego pana, sprzątającego groby. Wiem, że lwowiaków, którzy podzielili między siebie kwatery cmentarne, by bezinteresownie sprawować nad nimi pieczę, usuwając chwasty i pielęgnując pomniki nagrobne, jest wielu. Próbuję wręczyć napotkanemu mężczyźnie jakiś datek wiedząc, że żyją tak skromnie i pracę swoją traktują jako powinność wobec Ojczyzny, która niestety nie odpłaciła im za ich przywiązanie niczym prawie poza niespełnionymi obietnicami, ale spotykam się ze sprzeciwem. Muszę dość długo przekonywać i widzę w końcu, że nie sprawiłem tym datkiem radości, może jedynie sobie...

Rozbiegamy się z aparatami fotograficznymi po cmentarzu, utrwalając jego fragmenty. W ciągu tych dwóch lat od poprzedniego naszego pobytu nastąpiły tu jednak duże zmiany. Wszystkie groby w obecnych granicach cmentarza są odbudowane, na identycznych krzyżach każdego z grobów są owalne czarne metalowe tabliczki z imieniem i nazwiskiem pochowanego tam uczestnika obrony Lwowa w listopadzie 1918 roku, rokiem urodzenia i śmierci, funkcją wojskową, na górze tabliczki - wojskowy orzełek w koronie. Po lewej stronie, poniżej katakumb - kwatera szczególnie zasłużonych, m.in. brygadiera Czesława Mączyńskiego, komendanta Orląt Lwowskich, kapitana Zdzisława Tatara-Trześniowskiego, dowodzącego placówką w szkole im. Sienkiewicza, poległego w wojnie polsko-bolszewickiej w 1921 roku, księdza arcybiskupa obrządku ormiańskiego Józefa Teodorowicza, także posła na Sejm RP, zmarłego w 1938 roku, sanitariuszki - hrabiny Teodozji Dzieduszyckiej, artystki malarki Marii Dulębianki, profesora medycyny Ludwika Rydygiera, no i po prawej stronie szereg skromnych, żołnierskich mogił uczniów gimnazjalnych, studentów, robotników, czasami bez nazwisk - Nieznanych Obrońców Lwowa. Daty urodzenia wskazują, iż wielu z nich miało po kilkanaście lat.

Skręcamy w prawo ku Łukowi Chwały, który okaleczony brakiem kolumnady łączącej trzy ogromne pylony dominuje nad centralną częścią Cmentarza. Na odbudowę kolumnady, czyli fundowanych przez każde z przedwojennych województw, jońskich kolumn, nie było zgody władz ukraińskich, podobnie jak na powrót na postumenty przed centralnym pylonem ogromnych lwów, które pozbawione napisów "Tobie Polsko" wyeksmitowano na rogatkę miasta i na ulicę Pełczyńską, poniżej Cytadeli. Zaprojektowane przez Rudolfa Indrucha główne wejście na cmentarz-pomnik, było właśnie od strony Pohulanki, poniżej centralnego pylonu Łuku Chwały. Było ono strzeżone przez te dwa ogromne lwy, których teraz nie ma, wejście obecnie jest z zupełnie innej strony. Harmonię i piękno cmentarza, wspaniałe rozplanowanie jego poszczególnych elementów: kaplicy, katakumb, Łuku Chwały, rzędów mogił - wszystko to na zboczu wzniesienia, można ocenić najlepiej właśnie schodząc do dawnego - przedwojennego wejścia.

Na centralnym pylonie łaciński napis: "Mortui sunt ut liberi vivamus" - "Umarli byśmy żyli wolni". Ofiara ich życia nie była daremna - i wtedy i teraz. Wówczas - w odradzającej się po 123 letniej niewoli Ojczyźnie, gdy nie było ani rządu, ani armii, gdy Naczelnik Piłsudski był jeszcze uwięziony w berlińskim Moabicie, a politycy polscy z różnych, ścierających się nawzajem stronnictw politycznych próbowali przejąć władzę, gdy granice niepodległej Polski wykuwane były w zbrojnej walce, był to naturalny i spontaniczny odruch: nie oddać ukochanego, na wskroś polskiego Lwowa komukolwiek innemu.

Teraz, gdy po mrocznych latach zależności od sowietów, gdy nawet na słowo "Lwów" nałożona była w PRL cenzura, zaś sam cmentarz początkowo - po ekspatriacji Polaków pozbawiony opieki, w 1971 roku zaś zniszczony m.in. przy użyciu czołgów strzelających do kolumnady i stalowych lin zaczepionych u podstawy pylonów, by je rozwalić, co się na szczęście nie udało, ze sprofanowanymi katakumbami i kaplicą, ze zniszczonymi żołnierskimi grobami i wysypiskiem śmieci, które tam urządzono, spod którego nawet śladu dawnego układu cmentarnych alejek nie dało się domyślić, gdy urządzono tam obskurną fabryczkę materiałów budowlanych, gdy chuligańskie napisy na pylonach dopełniały obrazu destrukcji, okazało się, iż staraniem najpierw pracowników krakowskiego Energopolu, później zaś już szerokich kręgów: kresowian i przedstawicieli polskiego społeczeństwa, a także organizacji rządowych, zwłaszcza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa z jej wieloletnim przewodniczącym, niezmordowanym Andrzejem Przewoźnikiem, premierów kolejnych rządów i prezydentów, ten symbol patriotyzmu i oddania Ojczyźnie został wreszcie odbudowany. Nie jest taki sam, jak przed wojną, ale dla wielu ludzi, którzy widzieli ogrom zniszczenia, jest jak feniks powstały z popiołów, piękny i zadbany. Jest on już znanym w całej Polsce symbolem, kontrowersje wokół jego odbudowy przedstawione w mediach, sprzeciw lwowskich radnych na realizację rządowego polsko-ukraińskiego porozumienia regulującego zakres odbudowy, spowodowały, że politycy niezależnie od opcji politycznej, wypowiadają się w tej sprawie jednym głosem, zaś ci Polacy, którzy wcześniej o Orlętach nie słyszeli, wiedzą już teraz o nich wiele.

Do rzadkości należą głosy przeciwne odbudowie cmentarza, takie jak np. wypowiedzi Jacka Kuronia, który - jak się okazuje, w pełni rozumie i podziela zdanie lwowskich radnych, przeciwników odbudowy. Może nie należy się dziwić jego stanowisku w tej sprawie biorąc pod uwagę jego wcześniejszą wypowiedź, że "jest szczęśliwy, że Lwów jest ukraiński". Skoro z wyboru jest absolutnym internacjonalistą, to nic dziwnego, że racje patriotów są mu obce. Na szczęście nie on decyduje o kształcie cmentarza, który stopniowo odzyskuje swoją świetność. Przed Pomnikiem Chwały jak zwykle mnóstwo kwiatów i zniczy na mogile "Pięciu z Persenkówki", wykonanej z różowego granitu. Nie doszło do umieszczenia na tej mogile napisu, którego treść wcześniej była uzgodniona. Lwowscy radni nie godzą się na sformułowanie: "bohaterskim żołnierzom", więc jedynie miecz i dwie daty: 1918 i 1920 umieszczono na płycie. Zwiedzających cmentarz jest niewielu - zaledwie kilka osób. W kaplicy, podobnie jak przed dwoma laty, ten sam starszy pan z Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi opowiada o historii Orląt, o zniszczeniu i odbudowie cmentarza, wreszcie o niedawnej wizycie Papieża we Lwowie, kiedy do końca nie było wiadomo, czy odwiedzi on cmentarz, czy nie. Okazało się przy okazji, że jesteśmy obaj absolwentami tego samego wydziału Politechniki Lwowskiej, że uczyli nas ci sami wykładowcy (prof. Szwecki, doc. Wiszenczuk), tyle że on kończył inny kierunek i 20 lat przede mną. Kierujemy się ku wyróżniającemu się spośród jasnych, jednakowych grobów żołnierskich, wykonanemu z ciemnego granitu grobowi Nieznanego Żołnierza. Napis na jego płycie głosi, że "Z tego miejsca zabrano 29 października 1925 roku i uroczyście przewieziono w dniach 30-31 października 11 listopada do Warszawy, gdzie pochowano w mogile na placu marsz - Józefa Piłsudskiego dawniej Saskim jako zwłoki Nieznanego Żołnierza". Okazuje się, że moja znajomość Cmentarza Obrońców Lwowa była mizerna, bo do tego dnia wydawało mi się, że zwłoki Nieznanego Żołnierza zabrano z mogiły sprzed Pomnika Chwały. Dwie turystki z Wrocławia pytają nas o grób prof. Ludwika Rydygiera. Zainteresowałem się, skąd znają to nazwisko. Okazuje się, że mieszkają na ulicy Rydygiera i dlatego postanowiły przy okazji pobytu we Lwowie odwiedzić grób słynnego chirurga, także uczestnika obrony Lwowa w 1918 roku. Zmierzamy ku katakumbom. Po lewej stronie niedokończony pomnik lotników amerykańskich, którzy zginęli w obronie Lwowa i wojnie bolszewickiej. Historię ich walki i śmierci można przeczytać w jednym z artykułów polskiego wydania "Newsweeka". Władze Lwowa nie zgodziły się na odbudowę poświęconego im pomnika, więc są tylko trzy płyty z nazwiskami lotników. Przed dwoma laty katakumby nie były jeszcze w pełni odbudowane, teraz na kolejnych płytach są umieszczone nazwiska tych Orląt, którzy szczególnie zasłuzyli się w obronie Lwowa. Przy większości nazwisk podano wiek, zawód, datę i miejsce śmierci, odznaczenia. Nie wszystkie informacje są zgromadzone, więc na 4 płytach katakumb z lewej strony studni i 4 z prawej strony informacje są następujące:

Strona lewa

Tablica 1: PUŁKI I ODDZIAŁY LWOWSKIE

  • Por. Skałkowski Nałęcz Iwo, lat 22 , stud. agron. z odc. III Góra Stracenia † 28.XII.1918 na Persenkówce. Po śmierci mianowany rotm., kaw. Virtuti Militari 4 krz. Wol. Odzn. Rycerzy śmierci, krz. Odzn. III odc. Orlęta
  • pp. Pempuś Jan, lat 21, I pułk strzel. Lw. † 15.V.1919 pod Kościejowem
  • pp. Białoskórski Abdank Stanisław, lat 29, stud. techn, urzęd. Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, z oddziału karabinów maszynowych z odcinka II poczty †12.V.1919 pod Trzemiwólkami, krz. walecznych, odznaka II odcinka Orlęta
  • pchor Załogowicz Tadeusz, lat 23, legionista I Brygady, ze szkoły Sienkiewicza, †18.V.1919 pod wsią Prusami, odzn. II odc. Orlęta
  • sierż. Strusiński Romuald, lat 17, uczeń gimnazjum XII, z odcinka Cytadela †2.XII.1918 w Grzybowicach, odz. II odc. Orlęta
  • szer. Kozłowska Stefanja, lat 17, modniarka, sanitariuszka, †31.I.1919 na Persenkówce, krz. Orlęta
  • szer. Petrykiewicz Antoni, lat 13, uczeń II klasy gimnazjum V z odcinka III Góra Stracenia, ranny 23.XII. na Persenkówce, †16.I.1919 r, kawaler Virtuti Militari, 3 krz. wal., odznaką rycerzy śmierci, odz. III odc. Orlęta
  • szer. Żeburski Stanisław, lat 18, absolwent gimnazjum VII, z odcinka I, ranny 15.I na Persenkówce, †24.I.1919, odzn. I odc. Orlęta
  • ułan Gerlach Franciszek, lat 20, †16.IV.1919 w Winnikach, Orlęta

    Tablica 2: POLEGLI LISTOPAD 1918

  • szer. Jabłoński Tadeusz, lat 14, uczeń III klasy gimnazjum IX Lwów, †17.XI.1918 pod Szkołą Kadecką, krzyż walecznych, odznaka I odcinka
  • sierż. Głogowski Aleksander, lat 22, uczeń szkoły handlowej, Legionista I Brygady, †17.XI.1918 Góra św. Jacka, kawaler Virtuti MIlitari, krzyż walecznych, odznaka I odcinka
  • szer. Bieganówna Antonina, lat 23, urzędniczka byłego Namiestnictwa, sanitariuszka Czerwonego Krzyża, †4.XII.1918, odzn. II odcinka
  • szer. Spaltenstein Franciszek, lat 29, student prawa UJK, ranny 18.XI. w ogrodzie Kościuszki, †4.XII.1918 r, odz. II odc.
  • st. szer. Wandacz Marian, lat 19, konduktor tramwaju, (?) Legionista III Brygady, †18.XI.1918 w ogrodzie Kościuszki, krzyż walecznych, krz., odznaka II odcinka
  • szer. Bitschan Jerzy, lat 14, uczeń VI klasy gimnazjum Jordana, †21.XI.1918 na cmentarzu Łyczakowskim, krz., odzn. I odcinka
  • szer. Łobos Jerzy, lat 16, uczeń VII klasy gimnazjum II, ochotnik w Kompanji Rzeszowskiej †21.XI.1918 przy koszaarach Łyczakowskich, krz.
  • pp. Szameit Łabędź Stefan, lat 24, urzędnik Wydziału Krajowego, Legionista II Brygady, †21.XI.1918 obok Poczty. Po śmierci mianowany porucznikiem, kawaler Virtuti Militari, krzyża walecznych, krz.
  • szer. Pyzik Ludwik, lat 16, uczeń IV klasy gimnazjum XI we Lwowie, †21.XI.1918 pod Cytadelą, odzn. II odcinka

    Tablica 3: POLEGLI LISTOPAD 1918

  • szer. Grech Pańko (Żarnowski Stanisław), lat 26, rzeźnik, celowniczy karabinu maszynowego, †11.XI.1918 na Politechnice, krz.
  • sierż. Heil Józef, lat 47, maszaynista kolejowy, odc. III i IV, †14.XI.1918 na placówce Bema, krz.
  • pchor. Sas-Kropiwnicki Adam Teobald, lat 18, uczeń VII klasy gimnazjum VII im. T.Kościuszki we Lwowie, Legionista II Brygady †8.XI.1918 pod Skniłowem, krzyż zasługi, krz.
  • ppor. Kułakowski Wojciech, lat 26, komendant placówki Bema, †7.XI.1918 na Podzamczu, krz.
  • szer. Drozd Ludwik, lat 27, kominiarz, 3 kompania 2 pp. strz., †14.XI.1918 na Podzamczu, krz.
  • szer. Paluch Władysław, lat 18, urzędnik kolejowy, odcinek V, †13.XI.1918 na Kulparkowie, krz.
  • szer. Nechrybecki Stanisław, lat 22, monter, odc. II †11.XI.1918 na Politechnice, krz.
  • szer. Popowicz Zygmunt, lat 17, student Politechniki Lwowskiej, †9.XI.1918 pod Sejmem, krz.
  • szer. Sznapka Stefan, lat 22, urzędnik prywatny, †10.XI.1918 obok poczty, krz.

    Tablica 4: POLEGLI LISTOPAD 1918

  • Battaglia br. Andrzej, lat 23, leg., student prawa UJK, komendant pierwszego patrolu, ranny 31.X w koszarach Gwardji, †5.XI.1918. Po śmierci mianowany podporucznikiem, kawaler Virtuti Militari, krzyża walecznych, krz.
  • Sadowski Nałęcz Kazimierz, lat 22, technik naftowy, †3.XI.1918 na ul. Kraszewskiego, krz. odzn. II odcinka
  • Jaszcz Tadeusz, lat 19, uczeń VIII klasy gimnazjum IV, ranny 4.XI na Wulce, †7.XII.1918, krz., odzn. I odcinka
  • Buryan Stanisław, lat 56, inżynier, organizator wywiadu, zamordowany †5.XI.1918 krz.
  • Haluza Wilhelm, lat 15, uczeń VI klasy gimnazjum VIII, †5.XI.1918 pod Kulparkowem, krz. odzn. I odc.
  • Podhrebelny Tadeusz, lat 18, uczeń VIII klasy gimnazjum III, instruktor II Lwowskiej drużyny skautów, †5.XI.1918 przy Szkole Kadeckiej, krz. odzn. I odc.
  • Marud Władysław, lat 17, robotnik, †5.XI.1918 pod koszarami Bema, krz. odzn. III odc.
  • Konopka Kazimierz, lat 16, uczeń VII klasy gimnazjum XI, ranny 6.XI. na ul. Bema, †7.XI. 1918 na Politechnice, krz.odzn. III odc.
  • Burzym MIeczysław, lat 46, oficer pocztowy, ranny 6.XI. pod Cytadelą, †13.XI.1918, krzyż walecznych, krz., odzn. II odc.

    Strona prawa

    Tablica 1: PUŁKI I ODDZIAŁY LWOWSKIE

  • Ciszka Tadeusz, lat 19, uczeń VII klasy gimnazjum, legionista, więzień Huszi, 1†?9.VI.1919 w Szwerach Jackowicach pod Zborowem, krz.
  • por. Kocek Tadeusz, lat , ochotnik 30 pp. †19.XII.1918 podczas ataku na Sołonkę, krz.
  • kpt. Kopeć Ludwik, lat 30, ps. Wiktor, piłsudczyk, legionista, członek POW, †12.I.1919, zamordowany w Szczercu, krz.
  • ppor. piln. Kostrzewski Zygmunt, lat 22, członek Związku Strzeleckiego, legionista, pilot eskadry, †14.V.1919 pod Kulikowem,krz.
  • szer. Piss Zygmunt, lat 24, ślusarz, sekcyjny batalionu szturmowego kompanii karabinów maszynowych odc. III †20.IV.1918 w lesie Oświeca (?), krz.
  • szer. Ruebenbauer Kazimierz, lat 18, uczeń VI klasy gimnazjum lwowskiego, †17.IV.1919 pod Bondarówką, krz.
  • szer. Widt Jerzy, lat 20, student Wychowania Przyrodniczego UJK, oddziały techniczne, pociąg pancerny nr 3, †24.XI.1919 poległ w Starym Siole, krz.
  • ppor. Wolak Stanisław, lat 27, syn ziemiański, dowódca oddziału ochotników †20.IV.1919 rejon Persenkówki, krzyż walecznych, kawaler Virtuti Militari, krz.
  • kpr. Zbiegieni Artur, lat 22, cukiernik, †22.IV.1919 w szpitalu na Politechnice, krz.

    Tablica 2: PUŁKI I ODDZIAŁY LWOWSKIE

  • ppor. Gluziński Lech, lat 24, absolwent Wydziału Lekarskiego UJK, adiutant szefa sanitarnego NKCH †29.XII.1918 zamordowany w Durwidowie, krz.
  • Hutter Szczepan, lat 25, żołnierz 2 pp Leg. Polskiej Brygady Lwowskiej, patrol wywiadowczy, †11.I.1919 w Zimnej Wodzie, krz.
  • Biernacki Józef, lat 21, student, ochotnik 4. pułku artylerii ciężkiej, †21.III.1919 z ran, krz.
  • Kwiatkowski Witold, lat 23, student prawa Uniwersytetu Warszawskiego, sekcyjny 3 batalionu 6 plutonu artylerii, †25.II.1919 pod Sygniówką (?), krz.
  • Misztur Mieczysław, lat 18, żołnierz baonu saperów lwowskich, †7.II.1919 pod Persenkówką, krz.
  • Olechowski Jan, lat 29, absolwent Wydziału Inżynier. Politechniki Lwowskiej, członek Drużyn Strzeleckich i Strzelca. Komendant sekcji min. OTNKOL, †4.IV.1919 na Politechnice, krz.
  • Bruhn Jerzy, lat , student prawa Uniwersytetu Warszawskiego, legionista, żołnierz III baterii 4 p. art. †4.XII.1918, poległ na punkcie obserwacyjnym, krz.
  • Wilusz Jan, lat 34, historyk sztuki, urzędnik biblioteki uniwersyteckiej we Lwowie, †11.I.1919 pod Skniłowem, krz.
  • wachmistrz Zimmer Herman, lat 25, wachmistrz żandarmerii, †16/17. II.1919 pod Gródkiem Jagiellońskim, krz.

    Tablica 3: ODSIECZ I ODDZIAŁY Z POMOCĄ SPIESZĄCE

  • ppor. Kaliszczak Tadeusz, lat 20, student Politechniki Lwowskiej, ochotnik , walczył na odc. VI Kulparków, Persenkówka, †19.II.1919 na Politechnice, krz.
  • szer. Kozłowski Stanisław, żołnierz kompanii karabinów maszynowych 30 pp., †17.V.1919 z ran, krz.
  • szer. Mech Stanisław, lat 17, członek POW, ochotnik 4 pp. legionów, ciężko ranny pod Zboiskami, †26.II.1919 na Politechnice, krz.
  • szer. Pazdam Stanisław, kompania ropczycka, †3.I.1919 z ran, krz.
  • szer. Rakowiecki Roman, uczeń gimnazjalny z Jarosławia, żołnierz I kompanii 3 pp. Legionów, †21.XI.1918, krz.
  • por. Schwarzenberger-Czerny Julian, lat 27, adiunkt lasowy, legionista, żołnierz I kompanii 8 pp podhal., komendant sektora Bema odc. III †27.VI.1919 w Bełżcu
  • ppor. Borzęcki Stanisław Piotr, lat 24, student Politechniki Lwowskiej, żołnierz Legionu Wschodniego, †10.III.1919 w Gródku Jagiellońskim, krz.
  • por. Wysocki Piotr Władysław, lat 28, oficer 5 pp. Legii Oficerskiej, †21.XI.1918, krz.
  • szer. Zarychczyński (?) lat 24, ochotnik Odsieczy Warszawskiej, żołnierz I komp. I baonu †28.XII.1918, krz.

    Tablica 4: ODSIECZ I ODDZIAŁY Z POMOCĄ SPIESZĄCE

  • szer. Franiszynówna Stefania, lat 18, buchalterka, sanitariuszka ciężko ranna w boju pod Persenkówką, †30.XII.1918 na Politechnice, krz.
  • plut. Białecki Edmund, lat 23, żołnierz 3 komp. 3 pp. Strzelców Wielkopolskich, †20.IV.1919 na polach chodowieckich, krz.
  • szer. Dobija Stanisław, żołnierz 1 komp. 12 pp †15.V.1919 pod Nawarią, krz.
  • szer. Maciątek Franciszek, lat 23, student Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, żołnierz 2 komp. 36 pp. Legii Akademickiej, †13.I.1919 pod Kulparkowem, krz.
  • szer. Niewiadomska-Prus Janina, lat 23, siostra "Wanda" 2 Brygady Legionów, sanitariuszka polskich patroli sanitarnych, †6.I.1919 na Persenkówce, krz.
  • szer. Śmiglak Marcin, żołnierz 10 pp, †w sierpniu 1920, krz.
  • kpr. Biernacki Wojciech, lat 22, żołnierz 3 komp. 1 pułku Strzelców Wielkopolskich, †20.IV.1919 z ran, krz.
  • sekc. Korol Władysław, sekcyjny 5 komp. 10 pp †9.VI.1919 z ran, krz.
  • szer. Warecki Władysław, żołnierz I kompanii Poznańskiej, †21.IV.1919 na Politechnice, krz.

    Podchodzimy ku mogile „Pięciu z Persenkówki”. Pokrywa ją wiele wiązanek świeżych kwiatów, palą się znicze. Napis, który jest ostatnio przedmiotem sprzeciwu lwowskich radnych, nie jest w dalszym ciągu umieszczony, ale i tak zniknąłby pod masą kwiatów.

    W czasie studiów przychodziłem także pierwszego listopada na cmentarz, by - w jakże innej scenerii i atmosferze - zapalić przywiezione z kraju na tę okazję nagrobne znicze. Zaczynałem obchód od grobowca Zapolskiej, później był kompletnie zapomniany grób Stefana Banacha, zawsze udekorowana i jasna z daleka od zapalonych świeczek mogiła Marii Konopnickiej, cichy grób Artura Grottgera z rzeźbą płaczącej kobiety, trzymającej w ręku rzeźbiony portret tak młodo zmarłego w Paryżu lwowskiego artysty, kwatera Powstańców Styczniowych i wreszcie Orlęta.

    Cmentarz był wówczas ciemny, zaniedbany i przeraźliwie smutny. Pojedyncze, nieliczne postacie snujące się tu i ówdzie - nie wiadomo, czy odwiedzających groby, czy agentów, jesienny wczesny zmrok - mimo obowiązującego we Lwowie czasu moskiewskiego, wcześniejszego od warszawskiego o dwie godziny, sprawiały, że te wyprawy na zdewastowany cmentarz Obrońców Lwowa, właśnie do jedynego jaśniejącego na nim miejsca pod centralnym pylonem Pomnika Chwały, do mogiły „Pięciu z Persenkówki”, sprawiły, że pamiętam te wrażenia do dziś. Wrażenia moje były niewątpliwie spotęgowane oddaleniem od kraju, w którym tego dnia cmentarze wyglądały szczególnie odświętnie, a także świadomością, że tylu zasłużonych dla Ojczyzny ludzi nie może liczyć na godne upamiętnienie choćby tylko w tym dniu. Prawdę powiedziawszy patriotyzmu uczy się człowiek szczególnie skutecznie w oddaleniu od kraju. Wówczas każdy znak związany z krajem, a Lwów miał ich tak wiele, daje o sobie znać i ma zupełnie inną - większą - wartość tam, poza granicami. W czasie mojego pobytu podczas studiów we Lwowie nigdy nie spotkałem się z szykanami za swoje odwiedziny Łyczakowa. Miałem jednak zupełnie inny status niż lwowscy Polacy, którzy za chodzenie do kościoła czy na cmentarz byli traktowani jak przestępcy.

    Przed kaplicą widzę grupkę młodych ludzi z Polski. Odróżniają się wyraźnie od lwowiaków zachowaniem i wyglądem. Noszą punkowskie fryzury, na nogach glany. Zachowują się głośno, wreszcie wyciągają kanapki, nie zważając na miejsce jedzą i piją. Trwa to jednak krótko i w końcu tracę ich z oczu.

    Wychodzimy z Cmentarza Orląt. W drodze powrotnej ku bramie głównej spotykamy kolejną pośpieszną wycieczkę z kraju, gnaną przez przewodnika ku Orlętom. Mijamy stare piękne groby mieszkańców Lwowa z różnych okresów jego dziejów. Między nimi, dostojnymi, pięknymi, pokrytymi patyną, często „nadgryzionymi” zębem czasu, brakiem konserwacji czy wreszcie celową ludzką destrukcją, kolejne współczesne pochówki. Także z reguły zaniedbane, tyle że najczęściej jakże pospolite lub dla odmiany krzykliwie ekspresyjne, przerysowane nieznośną sowiecką manierą. Wyglądają tu jak nietaktowni nuworysze. Znowu bezskuteczna próba odnalezienia kwatery „żelaznej kompanii” powstańców listopadowych. Lwów był pod zaborem austriackim i obowiązywał zakaz udzielania pomocy walczącym z Rosją powstańcom.

    Kwatera ta została założona w 1850 roku, w 50 rocznicę wybuchu powstania listopadowego, która stała się okazją do ataku patriotycznego lwowskiego społeczeństwa na obóz krakowskich „stańczyków”, głoszący programową rezygnację z dążenia do niepodległości drogą zbrojną. Jak pisze Stanisław Nicieja w swojej świetnej monografii „Cmentarz Łyczakowski we Lwowie”, „Lwowskim obchodom rocznicowym przewodził specjalny komitet pod kierownictwem literatów Alfreda Młodnickiego i hr. Leszka Dunin-Borkowskiego. W pracach komitetu, podzielonego na kilka sekcji, brało udział wielu wpływowych polityków galicyjskich, m.in. Franciszek Smolka, Otto Hausner, Tadeusz Romanowicz, Julian Horoszkiewicz.

    Uroczystości rozpoczęły się 29 listopada 180 roku o godz. 9 rano nabożeństwem celebrowanym w kościele Dominikanów przez ks. Opata Nowakowskiego z Żółkwi, który jako oficer artylerii brał udział w wojnie 1830-1831 r. Na mszę przybyło około stu żyjących jeszcze uczestników listopadowego zrywu. Dostojni starcy zajęli wszystkie ławki w środku kościoła. Pozostałe miejsca na galeriach i balkonach szczelnie zajęła publiczność. Członkowie Rady Miejskiej ubrani byli w kontusze i żupany z karabelami przy boku. Nie mogący pomieścić się w świątyni stanęli na placu przykościelnym i na zbiegających się doń uliczkach. Gdy w czasie nabożeństwa zagrzmiała pieśń „Boże coś Polskę”, słychać ją podobno było w całym Lwowie.

    O godzinie 11 uroczystość główną przeniesiono do Kasyna Miejskiego. Rozpoczął ją chór odśpiewaniem kantaty Niewiadomskiego do słów Ujejskiego („Akt wiary” ze „Skarg Jeremiego”), po czym w imieniu władz miejskich zabrał głos znakomity mówca, polityk i pisarz, erudyta, autor m.in. dwutomowego leksykonu bitew od początku dziejów ludzkości, Otto Hausner (1827-1890), przedstawiciel niezwykle bogatej lwowskiej rodziny kupieckiej pochodzenia niemieckiego [...].

    „W pobliskim państwie - rozpoczął Hausner swą mowę mając na myśli Rosję carską - od dziesięciu lat rokrocznie 1 września obchodzą szumnie i uroczyście rocznicę zdławienia powstania listopadowego. Czci się tak rocznicę bezprawia, wołającego o pomstę do nieba, krwawego upokorzenia pokonanego nieprzyjaciela. Nie tego rodzaju jest obchód, który nas dziś zgromadził. Nie pycha, nie żądza panowania ani żądza pastwienia się nad pokonanym przeciwnikiem włada naszymi sercami. Nie czcimy tego, co Bóg potępia: krzywdy bliźniego, choć wskrzeszamy wspomnienia, wiążące się również z krwią, ze łzami, które zalały naszą Ojczyznę lat temu pięćdziesiąt.[...] Dziś weszło w modę, stało się niemal zwyczajem nazywać powstanie roku 1831 nierozsądnym, nie w czasie podjętym, zgubnym w następstwach!.[...]” Dając swoją ocenę powstania listopadowego Hausner stwierdził, iż gdyby naród nie upomniał się stanowczo o przyrodzone mu prawa, straciłby godność[...].

    Wydzielając na Cmentarzu Łyczakowskim czworoboczną, o powierzchni 5 arów, okoloną niskim żywopłotem parcelę weteranów powstania listopadowego, władze miejskie Lwowa stworzyły tym samym pierwszą - i jak się później okazało - jedyną na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej „Bożą rolę” kryjącą prochy uczestników listopadowego zrywu narodowowyzwoleńczego. Kwatera ta szybko stała się miejscem wielu patriotycznych manifestacji, a przez publicystów została nazwana cmentarzykiem „Żelaznej Kompanii”. Pod skromnymi, rozmieszczonymi w czterech rzędach żelaznymi krzyżami z białymi tabliczkami spoczęło tu w latach 1881-1916 47 żołnierzy Chłopickiego, Skrzyneckiego i Prądzyńskiego. W centralnym miejscu cmentarzyka „Żelaznej Kompanii” umieszczono na niskim, czwoorobocznym cokole wielki kamienny sarkofag dłuta Henryka Periera.

    Wychodzimy z cmentarza około 15-tej. Idziemy pieszo ulicą Piekarską w kierunku centrum. Mijamy dawną neoklasyczną kaplicę pogrzebową, odnowiony w kolorze różu kościół Księży Zmartwychwstańców, który obecnie wykorzystują wierni jakiegoś nieznanego mi wyznania. Na chwilę zatrzymujemy się przy położonym nieco dalej ogromnym kompleksie okazałych starych (XIX w.) gmachów Akademii Medycznej, które przed II wojną światową należały do Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza. W czasie pierwszej okupacji sowieckiej wydział ten został przekształcony – według wzorów sowieckich – w odrębną uczelnię – Instytut Medyczny.

    Na środku dużego placu stoi nowoczesny, pochodzący z 1975 roku pomnik lekarzy – ofiar II wojny światowej. Za nim znajduje się gmach główny Akademii (z łacińskimi nazwami: Physiologia, Anatomia, Histologia), mieszczący obecnie wydziały: chemii i farmacji ( wewnątrz znaleźć można tablice pamiątkowe poświęcone wybitnemu biochemikowi Jakubowi Parnasowi (1884-1949) i profesorowi Marcelemu Nenckiemu (1847-1907), jest tam także muzeum, w którym oprócz eksponatów medycznych znajduje się gipsowy model pomnika zamordowanych w lipcu 1941 roku na Wzgórzach Wuleckich 25 profesorów polskich, z których aż 11 było medykami). Z lewej i prawej strony placu stoją dwa wielkie gmachy z łacińskimi napisami: Chimia Medica, Higiena, Pharmacologia.

    Porządnie już zgłodnieliśmy i szukamy jakiejś restauracji. Na nasze nieszczęście nic ciekawego się nam nie trafia, więc korzystamy z hałaśliwej, choć pustej o tej porze pizzerii. Szkoda nam czasu na spacer do Centrum, gdzie byłby większy wybór. Świat zrobił się jedną globalną wioską: w każdym prawie miejscu spotyka się takie same potrawy, towary w sklepach. Posiliwszy się jako tako, wracamy pieszo na naszą kwaterę, bo na 18-tą umówiliśmy się telefonicznie na spotkanie ze Zbyszkiem Chrzanowskim i Jerzym Janickim w domu u Jadźki , niedaleko Cytadeli. Chłopcy bardzo cieszą się napotkanymi egzemplarzami starych sowieckich samochodów, które ciągle jeszcze są tu używane.

    Z Łyczakowskiej łapiemy marszrutę, która zawozi nas na Sapiehy. Do 18-tej jest jeszcze trochę czasu, więc wchodzimy do gmachu głównego Politechniki. W całym naszym zabieganiu zapomniałem niestety, że jest to piątkowe wakacyjne popołudnie i nie ma już żadnych szans na sfotografowanie pięknych wnętrz gmachu głównego. Wchodzimy co prawda na chwilę ubłagawszy portiera, ale po kilku minutach „wygarnia” nas stamtąd w sposób dość bezceremonialny młody ochroniarz.

    Wracamy więc na ulicę Sapiehy (teraz Bandery) i powoli zmierzamy ku kościołowi Marii Magdaleny, niedaleko którego stoi obecnie kolejny nowy lwowski pomnik – ofiar ostatniej wojny, dalej wzdłuż gmachu policji, gdzie zginęło w czerwcu 1941 roku wiele ofiar straszliwej rzezi dokonanej przez sowietów tuż przed opuszczeniem Lwowa, później zaś - i w czasach okupacji hitlerowskiej i drugiej okupacji sowieckiej – więziono kolejnych Polaków (patrz Wspomnienia Marii Kulczyńskiej czy też kolejne, niepublikowane na tej stronie rozdziały „Wspomnień wojennych” Karoliny Lanckorońskiej).

    Stąd już niedaleko do gościnnego domu pani Halinki i Jadzi. Jadzi nie ma jeszcze w domu, więc staramy się choćby nie przeszkadzać w tym upalnym dniu gospodyni w przygotowaniach. Chłopcy pomagają ustawić w ogrodzie stół i krzesła, a za chwilę pojawiają się przy bramce obie miłe znajome: Jadzia i Lida. Obie przywędrowały z pracy pieszo, bo dzięki otwarciu przejścia przez Cytadelę z ulicy Zyblikiewicza na Kopernika jest całkiem niedaleko. Kilka minut później pojawia się Zbyszek i Jola, jeszcze później znany autor lwowskich książek i programów radiowych i telewizyjnych i wreszcie na końcu jego żona i szwagierka, robiące zakupy w lwowskich sklepach. Na stole pojawiają się pyszne potrawy, rozmowa toczy się raz na wesoło, raz na poważnie, ale zawsze o Lwowie.

    Ugoszczeni „po pachy” wychodzimy późnym wieczorem, łapiemy „marszrutkę” i wracamy na kwaterę pełni wrażeń z całego dnia.

    C D N ...

    pisane 16.II.2003

    Powrót

    Licznik