Ewa Willaume Pielka

ewajesienna.w.interia.pl

Dziesięć miesięcy z życia Heleny i Józefa W. na podstawie zachowanych listów pisanych do Warszawy z ulicy Potockiego we Lwowie a następnie z Fermy 3 Egin-bułak Sowchoz „Komintern” Petropawlowskij s/sowiet. Kokpktinskij rajon. Semipalatynskaja oblast. Kazachstan

Dziesięć miesięcy uciekającego życia

Pamięci Dziadków po mieczu

Luty 1940 r.

Syneczku, pół roku już żyjemy w stanie wojny
i żaden dzień nie jest tu spokojny.
Ciągle myślimy, co dzieje się z Wami?
Czy wszyscy bezpieczni? Czy jesteście sami
w tym gąszczu okrucieństwa krwi i przemocy?
I czy żyjecie , jak my, bez żadnej pomocy?
Cóż począć, gdy Ojczyznę nagle nam zabrano.
Tu – we Lwowie jedynie polskim kapłanom
można wyjawić swoją wielką trwogę.
- Ja już nie mogę...
Wczoraj Twój list nocą mi się wyśnił.
Widocznie Bóg wczuł się w moje myśli
i dzisiaj czytam Twe litery znane.
Zda się, że słyszę słowa ukochane,
które od dziecka mówiłeś o świcie,
we dnie i wieczorem znakomicie
wyrażając swe zawsze serdeczne
przywiązanie do nas wieczne.

Marzec 1940 r.

Syneczku kochany. Jest nam tu ciężko.
Nie chcę Cię smucić. Wszystko już jest klęską
tak samo wielką, jak wrzesień nad Wisłą.
Na co i po co to wszystko nam przyszło?...
Pochylam nad papierem moją siwą głowę
i gonię myślami, a słowo za słowem
prosi byście pisywali do nas stale.
Bardzo przepraszam, że się znowu żalę,
że niejedna łza spada i westchnienie uleci.
bo Wy – tam daleko, me kochane dzieci
i wnuki, którymi nacieszyć się nie mogę.
Były chore, wiem z listu Dusi, popadałam w trwogę
czy szybko wyzdrowieją.
Już wiem, są zdrowe i znowu się śmieją,
a Ty -Synku, nie pij z kranu wody.
Możesz zachorować, jesteś bardzo młody
i kochaj swego syna - on jeszcze nie duży...
A nam tu, bez Was czas się bardzo dłuży

Kwiecień 1940 r.

Syneczku drogi – dziś Twe imieniny
Ślę także życzenia dla całej rodziny.
Gorące uściski dla wnucząt, Jerzego.
Na przekór wojnie...
chleba powszedniego
daj nam dzisiaj Panie.....
I niechaj choć zostanie
skrawek nadziei, że będzie inaczej -
Tatko jest w areszcie – a ja stale płaczę.
Zabrali go bez słowa wyjaśnienia.
Nie zdążył nawet rzec mi „do widzenia”

Sierpień 1940 r.

Jestem na wygnaniu. Dusza moja smutna.
Żyję na pustyni. Przyroda okrutna.
Tatko został w Lwowie bez żadnej nadziei
i siedzi w celi wśród zwykłych złodziei
Pytam się dlaczego i za co?
- że Polsce oddał siły wraz ze swoja pracą?
- że nie wstydził się swego imienia?
- że moralności swej na drobne nigdy nie rozmieniał?
Był stale Polakiem, jak jego przodkowie
co tworzyli to miasto. Historia opowie
w księgach i mapach, co się tu ostały.
Mury będą także o nim pamiętały...
Ratujcie Ojca – On przecież niewinny.
Boże spraw – niech świat stanie się inny,
a wtedy pensjonat stworzę w Zakopanem,
oddam pokłon Maryi, gdy się wydostanę
z tego okrutnego piekła... .

Już jestem stara – nie uciekłam...
Wzięli mnie wprost z domu – do Tarnopola.
Tymczasem po 4 tygodniach - lepianki i pola,
a na horyzoncie ni jednego drzewa.
Wokół gwiżdże wiatr, duszy nie ogrzewa,
bo wszystko tu inne – wielbłądy, barany,
psy, krowy, węże i konie - tarpany,
zaś kwiaty przeważnie w zabarwieniu lila.
Rośnie też pszenica. Ale każda chwila
jakaś obca. Stoję tu jak Niobe.
Mam kamienne ręce i kamienną głowę.
Pisałam do Moskwy, lecz bez odpowiedzi,
czy Tatko dalej w tych Brygidkach siedzi?

Październik 1940 r.

Moi kochani! –nie mam wiadomości,
a przede wszystkimi i żadnej pewności,
czy w ogóle me listy wychodzą.
Wszelkie myśli wciąż me serce głodzą,
lecz żyję i jakoś sobie daję radę.
Myślę, że stąd nigdy nie wyjadę...
i do Was, me dzieci i do Polski naszej...
i na pewno ostatnią świeczkę tutaj zgaszę....

Listopad 1940 r.

Smutno mi Boże, choć od Was mam listy.
Jednocześnie inne bardzo smutne przyszły,
z których wynika, że cios wielki nas spotkał.
Ojciec z życiem już się w sierpniu rozstał.
i po sobie piękną pozostawił pamięć.
A tutaj panuje teraz wielka zamieć.
Będę się starała powrócić do Lwowa.
Napiszę podanie i może od nowa
zacznę wysyłać me płomienne prośby.

Już nie zdążyła. Za późno już doszły...
Umarła po pięciodniowej chorobie
Pochowali ją obcy w piachu, a nie w grobie,
Pochowali jego we wspólnej mogile
Tyle zostało z tych dobrych ludzi ...
Tylko i aż tyle.


Ośmielam się wysłać Państwu napisane przeze mnie wspomnienie o moich dziadkach po mieczu  Helenie i Józefie  Willaume (1867- 1940) - emerytowanym Sędzi Sądu Najwyższego, który został zamęczony w więzieniu "Brygidki". Był on sędzią w Brzeżanach, a następnie radcą Sądu Krajowego we Lwowie, zaś od roku 1920 prezesem senatu Sądu Apelacyjnego w Poznaniu. Jednocześnie pełnił funkcję sędziego Sądu Najwyższego w Warszawie. Jego matką była Julia Heller wywodząca się z zasłużonej dla Lwowa rodziny Hellerów. Po przejściu na emeryturę Dziadkowie wrócili do swego ukochanego miasta
Wspomnienie opracowałam na podstawie kopii listów jakie Babka pisała do swoich synów mieszkających w okupowanej Warszawie.

Ewa Willaume – Pielka
Sosnowiec


 
 
 
 
 
 
 

Zielony Lwów

Ojcu w 25 rocznicę śmierci
12.IV 1904 - 27.VI.1980

W sennych marzeniach i w wielkim zachwycie
chodzę po Lwowie w dawnym kolorycie
upływających czterech pór roku.
Byłam tam krótko. Lecz to dawno było.
Wtedy nad miastem się niebo chmurzyło
i drzewa w parkach już liści nie miały.
Lwów jednak zawsze mienił się cały
zielenią od wiosny aż po złotą jesień.

Tam, w Parku Stryjskim, młodzieńczych uniesień,
kwiatów obfitość razem zapachami
barwnych bzów krzewów - bywała świadkami,
bowiem gród nimi słynął w całym kraju.
Mówił mi Ojciec, że nie tylko w maju,
gdyż co dzień chodził przez park do swej klasy.
A potem nagle zmieniły się czasy
i jako Orlę uczestniczył w boju.
Na moje szczęście – doczekał pokoju,
lecz wielu innym to się nie udało.

W deszczu ujrzałam wielką przestrzeń białą
kamiennych grobów i w równych szeregach,
z krzyżami w bieli. Wzrok się mój rozbiegał,
bo tam ich setki, cały Polski Cmentarz.
O nich szczególnie należy pamiętać..

Park Łyczakowski oddycha historią.
Grottger, Zapolska z Konopnicką Marią.
Wielcy uczeni, artyści i Heller…
W tej Nekropolii groby mówią wiele,
i nie tylko one, bo kasztany także.
Te z Łyczakowa i Kurkowej - wszakże
najpiękniejsze były w całej Ukrainie,
- niechaj w ich cieniu pamięć nie zaginie.

Chciałabym poznać też Wały Hetmańskie,
Gubernatorskie i nawet bezpańskie.
przez Pohulankę pójść do lasu sama,
i myśl zatrzymać przy zamkniętych bramach
długiej historii, w której mnie nie było.
I znowu me serce głośniej zabiło,
bo wiem - był Bartosz i także Jan III
oraz był Zamek znany w wielkim świecie...
a ja swe myśli wtapiam w bujną, zieleń.

Chciałabym bardzo...
- może to za wiele?

Ewa Willaume – Pielka
Sosnowiec
wrzesień 2005


Lwów

Niepowtarzalny, zda się nierealny,
choć każdy kamień wyrasta z historii,
każda gruda ziemi leży tutaj w glorii,
o czym nie tylko od święta,
należy pamiętać.
Jest na szczycie kopiec Lubelskiej Unii.
Wędrując po nim możemy być dumni,
gdyż pod stopami mamy świętą ziemię.
W każdej jej drobince przez
wieki wciąż drzemie
pamięć z bitewnych pól,
łzy, rozpacz i wielki ból
po stracie kogoś bardzo bliskiego.
Tu, między innymi, ziemia
z grobu Słowackiego
mówi do nas rymami.
A my dalej idziemy w zadumie sami
i przez gałęzie drzew
wsłuchujemy się w historii śpiew
o czasach pierwszej świetności vi Kazimierza Wielkiego radości,
że na szczycie stanął wreszcie zamek, va w dole wspaniały gród …

Budował go Polski Ród


Ewa Willaume-Pielka


I jeszcze jedej wiersz nadesłany przez starego już dziś Lwowiaka, mieszkającego od końca lat czterdziestych w Izraelu, który po 65 latach wybiera się do Lwowa, miasta swojej młodości.

Znam podobną historię, każde słowo i zdanie.
My także byliśmy w północnym Kazachstanie,
koło Semipałatyńska, w sowchozie, w baraku.
Dokładnie pamiętam, że on nie miał dachu.

Tam stale latem słońce paliło.
Jedzenie marne, czasami nie było…
Mróz zaś okropny, a zima bez końca.
Wiatr śnieg podnosił wysoko do słońca.

Nasz ojciec też w Brygidkach siedział.
Pisałem do Stalina
- on nie odpowiedział.
Mamusia - żydówka nabożna, naiwna
płakała nocami i się modliła….

Jednak mam szczęście, że nie byłem we Lwowie.
Tam matkom łzy spływały spod powiek….
A teraz pragnę Kadisz zmówić
za każde żydowskie dziecię,
-za te ze Lwowa,
jak też rozsiane po świecie.

Stary Żyd
Dawid
rodem z Lwowa


Maj 2006

Już na walizkach siedzę. Ale tym razem nie jestem tułaczem.
Tym razem, tylko wiek jest przyczyną, że zmieniam adres, dom i sąsiadów.
Tym razem, nikt nie wypędza mnie i nie ogranicza mego czasu.
Teraz nie musze pytać dlaczego?
Teraz będe mieszkał z Żoną wśród pensjonariuszy w Sędziwym Wieku
Wyrosłem we Lwowie i pamiętam wiele, ale naprawdę nie tęsknię za Lwowem, bo nie mam miłych wspomień. - nic ciekawego....

Była szkoła im. Kordeckiego. Moi koledzy z pierwszej i z drugiej klasy. Był syn doktora - kapitana Sznajczera, którego zabito bo Żydem się urodził.
Przed oczami mam stale przedwojenny obraz domu, przy ul.Króla Leszczyńskiego nr 36, w którym się urodziłem i dorastałem oraz przed którym ponownie stanąłęm kilka lat temu, a z oczu popłynęły łzy próbujące zmyć kurz i boleść czasu.

Wspominam też szkołę im. Czackiego, a w niej dyrektora Pana Dawida Berlasa i 37 uczniów od III do VII klasy - wszystkich zamordowano. - nic ciekawego....

Przy.ul Kazimierzowskiej 14 była drukarnia Ojca zaś przy ul.Słonecznej 9 syn sąsiada - Zdzisiek. często powtarzał że jestem tu "gościem" . Nie lubił nas - nic ciekawego...

Bardzo często bywam na stronie o Lwowie. Namiętnie szukam czegoś, czego nigdy nie znajdę.

stary Żyd
Dawid


Czerwiec 2006

ZDARZENIE ciągle w myślach widziane i sercem przeżywane

Kwiecień 1942 r. Kazachstan, dzielnica ZANA SEMEJ (przedmieście Semipałatyńska) "Szerstomojskij zawod" (Fabryka mycia wełny).

Godzina 10:00 - przerwa śniadaniowa.
Jak zwykle politruk czytał najświeższe wiadomości z jednej i jedynej gazety "Prawda", w ktorej prawdy nie było.
Naczelnik cechu, towarzysz Jurij Fiodorowicz Łomow (partyjny, Ukrainiec z Charkowa) nie był obecny. Na początku nie było też Fiedki Ponamarowa, gdyż się spóźnił. Aby uniknąć sądu za regulaminowe wykroczenie (progułu) skłamał, że spóźnił się z powodu obławy przed semipałatyńskim dworcem kolejowym.
Chciano tam złapać Żyda, który podobno porwał rosyjskie dziecko, aby utoczyć krwi na macę
Łzy, jak lód zamarzały pod mymi powiekami i całe szczęście, że politruk nie usłyszeł łomotu mego serca - byłem przecież w fabryce jedynym Żydem-robotnikiem..

Godzina 17.00. Gudiok.
Wracamy do domu około godziny. Przed nami pusta droga. Razem z nami idzie Wasyli Nikitowicz Puszkarow, 60 letni kowal i jedyny wśród nas prawdziwy przyjaciel, miłośnik poezji Puszkina. Na pamięć znał prawie wszystkie wiersze poety i często je nam recytował. Był też Jurij Fioderowicz Łomow - Ukrainiec, naczelnik cechu, który jednocześnie był moim przyjacielem. Tym razem chciał mnie przekonać, że partia komunistyczna jest jedyną w świecie siłą najlepiej wychowującą młodzież. Bez zastanawiania się przypomniałem mu jakie "wychowanie" odebrał Fiedka Ponamorow. Dyskusja nagle zamarla.

Dzień następny. Godzina 10:00. śniadanie.
Ten sam politruk, ta sama ''Prawda'' bez prawdy.
Cały zespół robotników na miejscu pracy. Tym razem nikogo nie brakuje.
Jest Fiedka Ponamorow, jego młodszy brat, Kazaczkin, Wasyli Nikitowicz Puszkarow, ale jak zwykle Jurija Fioderowicza Łomowa, naczelnika cechu nie ma.
Dzwonek - znak, by wrócić do warsztatu.
Nagle słyszę ostry głos: - Dawid Samuelowicz, wzywają Was do tow. Zarowa dyrektora fabryki.
Serce me nagle ucichło, myśli zaczęły się kotłować w głowie i jak na skrzydłach leciałem myśląc - co się stało? co uczyniłem? czym zgrzeszyłem?
W ogromnej sali widzę przede mną długi blat stołu, na końcu którego stoi Jurij Fiodorowicz Łomow i pyta :
- Dawidzie Samuelowiczu, skażycie wsio!
Tym razem łzy jak z cebra popłynęły - bez końca, bez przerwy...
I nagle ujrzałem mego ojca przed aresztowaniem we Lwowie.
Odpowiadam więc:
- Fiedka Ponamarow, on durak, niczego plochowo nie zdielal.
- Skażi wsio!!! słyszę.:
a ja mówię z trudem:
- on durak... niczego... on nie winowat...

Godzina 10.30. Fiedki Ponamarowa nie było już w warsztacie.
Bez sądu, bez świadków, po prostu tak sobie, został wysłany na front, pod Stalingrad (sztraf batalion)

Kim był ten, co naskarżył? - jasne, jak słońce - Dawid Samuelowicz, ten Żyd... ta krew, maca, zdrajca, Żyd....i co by było gdyby? gdybym został w Rosji?
Zdrajcą?

Stale cierpię, że bez przyczyny
Młody Fiedka chyba nie przeżył, a ktoś był i jest Judaszem.
Tylko nie wiem kto. Przecież nie ja.....

Dawid G.

Czerwiec 2006


nie rezygnuję, wciąż szukam mogiły
gdybym mógł zmienić prąd Wisły
i być świadkiem końca
tylko przez chwilę, jak zaćmienie słońca...

nie tracę nadziei, choć tracę już siły.
- a nad burzliwym brzegiem są nowe mogiły.

(Brat Autora zginął w nurtach Wisły, podczas forsowania jej w 1944r. od stony praskiej przez Wojsko Polskie w trakcie Powstania Warszwskiego)

Dawid Glück, Lwów 1925 - Israel 2006

Sierpień 2006


Powrót

Licznik