Maria Zaleska Czajkowska

Podróże kresowe

„Gdyby orłem być,
Lub sokole skrzydło mieć
Skrzydłem orłem lub sokołem
Unosić się nad Podolem..."

Któż z nas nie słuchał tęsknego śpiewu naszych rodziców -tej znanej dumki polskiego poety z lat 1802-1834 Maurycego Gosławskiego? Reprezentuję pokolenie, które jeszcze pamięta dzieciństwo na Kresach. Było też moim szczęściem mieć ojca, który dzięki swoje] cierpliwości - przekazał mi zainteresowanie, oddanie i miłość do ojczystego Podola, własnych korzeni, a więc do wszystkiego, co dla człowieka najcenniejsze, najświętsze.

Aby nie pozwolić tym odczuciom odejść w zapomnienie, ani z czasem zbyt zblednąć - zapragnęłam przekazać je młodym i najmłodszym.

A śpieszyć się trzeba... bo „zegar bije". W maju br. zmaterializował się zamysł wyjazdu na Kresy z moimi najbliższymi. Na skrzydłach samolotu Boeing 737 z synem Leszkiem, urodzonym na Górnym Śląsku i wnukiem Mateuszem, urodzonym we Francji - lecimy do Kijowa. Stąd samochodem zaczynamy naszą wędrówkę-pielgrzymkę. Jako pierwszy na trasie naszej drogi jest Kamieniec Podolski nad rzeką Smotrycz.

Na skalnym urwisku jaru rzeki wiatr zasiał wielobarwne „bukiety" kwiatów. Niesie się intensywna woń ziół i traw. Na wzgórzu znana z historii i literatury Sienkiewicza - forteca z XI wieku. Scenariusz jak z bajki.

W Kamieńcu spotykamy pouczające miejsca, które już nawet ze swoich nazw przekazują historię wspólnego życia społeczeństwa siedmiu narodowości. Życia w tolerancji - to mało powiedziane - współistnienia w ogromnej przyjaźni. Zwiedzając miasto czytamy: Rynek Polski, Rynek Ruski, Rynek Ormiański. Oglądamy: Katedrę rzymsko-katolicką Ap. Piotra i Pawła z XIV wieku, Cerkiew prawosławną, Cerkiew greko-katolicką, Minaret turecki, ruiny Katedry ormiańskiej, ruiny Bożnicy żydowskiej...

W Katedrze Piotra i Pawła widnieją wmurowane tablice. Jedna z nich - na cześć doktora Antoniego Józefa Rolle, syna tej ziemi, który, jak napis głosi; „Przeszłość jej umiłował, Odgrzebywał i opowiadał, A skarby jej czcić uczył".

W ogrodzie, przy Katedrze, stoi obelisk „Michała Wołodyjowskiego" z jakże filozoficznym i zawsze aktualnym aforyzmem: „Życie to szereg poświęceń". A tu Chrystus Frasobliwy AD 1756 z przepiękną modlitwą, która w dobie permanentnego pośpiechu ma większą wymowę niż kiedyś. Przypomina nam, aby zatrzymać się, przystanąć i pomyśleć z pochyloną głową:

„... Kto wie czy nie dla ciebie
Miejsce już zrobione
Módl się o przeniesienie
Dusz z czyśćca do nieba
Wszak i na ciebie kiedyś
Przyjdzie ta potrzeba..."

I legenda, i historia, patriotyzm, tolerancja - wszystkie te wartości przeplatają się i podsuwają tematy do przemyśleń.

Jedziemy dalej. Przed nami warowna twierdza w Chocimiu z XIV wieku. Przycupnęła w dolinie, wśród bujnej zieleni, śpiewu ptaków, u brzegu Dniestru. Pamięta najazdy Turków pod wodzą Osmana II w 1621 roku i heroiczny odpór wojsk Rzeczypospolitej pod dowództwem hetmana Chodkiewicza. Zmuszono wówczas Turków do podpisania pokoju w obozie chocimskim i ustalenia granicy polsko-tureckiej na Dniestrze. Ten historyczny fakt wydaje nam się dzisiaj wręcz groteskowy. Pokój nie trwał długo, bo już w roku 1683 Turcy znów obiegli Chocim, ale i teraz wojska polskie, tym razem pod wodzą hetmana Jana Sobieskiego obroniły twierdzę. A nam, wędrowcom XXI wieku, ukazuje się napis „Żwaniec". Lecz nie dojeżdżamy do znanych Okopów Św. Trójcy, gdzie rzeka Zbrucz, rzeka graniczna sprzed II-ej wojny, wpada do Dniestru.

Z żalem żegnamy to urokliwe miejsce i musimy jechać dalej.

W głębokim jarze Seretu rozsiadło się miasto Czortków. Odwiedzamy Kościół oo. Dominikanów z 1629 roku (czynny, odnowiony), potem charakterystyczną budowlę „bazaru miejskiego", gdzie handlują drobni kupcy. Czas ucieka. Mata kawa i ...w drogę.

Mijamy Tarnopol.

Wjeżdżamy do Trembowli nad rzeką Gniezna. Znany gród Podola, od XI wieku stolica udzielnego księstwa, z prawami magdeburskimi od 1389 roku. Wchodzimy na zamkową górę, miejsce moich dziecięcych zabaw. Na wzgórzu ruiny twierdzy, która wielokrotnie opierała się licznym najazdom Turków, Tatarów i Kozaków. Wstawiła się szczególnie bohaterską obroną w 1675 roku, kiedy to komendant twierdzy Jan Samuel Chrzanowski z załogą liczącą tylko 200 ludzi przez 14 dni odpierał atakującą, regularną armię turecką liczącą kilka tysięcy żołnierzy pod wodzą Ibrahima Szyszmana. W chwilach zwątpienia komendanta wspierała jego żona Anna Dorota Zofia. W sukurs dzielnym obrońcom, od strony Buczacza nadeszła husaria J.Sobieskiego. Dla pamięci i z wdzięczności za odwagę społeczeństwo Trembowli ustawiło na górze zamkowej pomnik Anny Chrzanowskiej. którego już nie ma. Z resztek starej, pamiątkowej tablicy ułożono coś na kształt obelisku, co ma stanowić o tym ważnym wydarzeniu historycznym. Żegnamy Trembowlę z połyskującą w słońcu wstęgą wijącej się rzeki Gniezny i ... jedziemy...

Nagle, od głównej drogi, mignął drogowskaz „Kobyłowłoki" - skręcamy... To tu, w parafialnym kościele, w czerwcu 1932 roku, moi rodzice brali ślub, to tu w grudniu 1934 roku ja zostałam ochrzczona. Serce mi bije mocno, kiedy przejeżdżamy mimo dawnego kościoła - dziś cerkwi...

Zła, wyboista wiejska droga wyprowadza nas z Kobyłowłok i wpadamy... przed wzgórze. To wieś Młyniska. Tam na stoku - cmentarz i grób dziadka. Na krzyżu nie ma tabliczki z nazwiskiem. Rośnie krzak róży. Oglądam tę część cmentarza - na żadnym innym grobie nie ma róży, a u dziadka zawsze rósł krzak czerwonej róży. Świecę świeczkę i modlę się przez łzy.

Schodzimy do jaru, a po przeciwnej stronie jego brzegu - wzniesienie, na które można wejść „ścieżką popod starą gruszą". Gruszy już nie ma, ścieżka jest... Tu, na tzw. „łopacie" stał dom mojej babci, dom mojego szczęśliwego dzieciństwa... lecz domu nie ma. Nikt go nie remontował, więc rozpadł się ze starości, a gruzy porasta bujne zielsko. Zjawia się obecna właścicielka. Po chwili wie kim jestem. Pytam o maliny, które rosły pod oknem, o aleję porzeczek, którą wchodziło się do sadu. Stoję pod drzewem. To grusza, przypominam sobie: ja ją sadziłam i po roku urodziła trzy gruszki. Były ogromne i soczyste. Potem było wygnanie i gruszki zrywał kto inny. Płaczemy obie z Ukrainką. Jej rodzice spod Sanoka też wygnani z ojcowizny... Zaprasza mnie na gruszki z mojego drzewa, na jej ziemi, w obcym kraju.

Czy mój wnuk, żyjący w normalnym świecie, rozumie tę mistyczną sytuację? Jeszcze idziemy zobaczyć starą szkołę, nieczynna już. Dalej nieduży kościółek -zabity deskami. Jeszcze kawałek drogi i zobaczymy przepiękny pałac hr. Dunin Borkowskiego. Wchodzimy do parku... pałacu nie ma. Rozebrano do fundamentów... W pałacowym parku pozostało nieco starego drzewostanu. W dziecięcej pamięci pozostał obraz manewrów ułanów, loterii fantowej na cele dobroczynne... i po tylu latach słyszę... „śpiew i rżenie koni".

Jedźmy stąd... tak smutno. U wylotu wsi stała kapliczka z płotkiem, takim niziutkim, pomalowanym na niebiesko. Z tą kapliczką zawsze kojarzył mi się wiersz A. Mickiewicza „Powrót taty". Bałam się popatrzeć w tę stronę, ale ona tam stoi, a ja przez łzy jej nie widzę. „Pilotuję" mojego syna: na skrzyżowaniu - w prawo, a potem przez most na rzece Seret. Tu w dolinie nad rzeką stała bardzo wysoka, wąska, pomalowana na blado-niebiesko - kapliczka- Boję się spojrzeć w tamtą stronę. Jest... trwa nienaruszona...

Samochód mknie przez most, a ja czuję chłód wody Seretu i wilgoć rosy na trawie połonin pod bosymi stopami - sprzed 60-ciu lat...

Za Zborowem nad rzeką Strypą, miejscem urodzenia mojego ojca - leży wieś Jarczowce. Tu na cmentarzu spoczywa mój dziadek i moi pradziadkowie. Stoimy nad ich grobami i liczymy, ile razy trzeba powiedzieć „prą", aby mój wnuk wiedział, kim są dla niego ci, co „wolnymi tu zmarli". Palimy świeczki i modlimy się...

Obok cerkwi stoją grobowce hr. Dzieduszyckich, jako że Jarczowce to była ich posiadłość. Mój ojciec, rozmiłowany w tej pięknej ziemi - znał jej dzieje z opowiadań rodzinnych i innych przekazów. Część z nich zapamiętałam i pragnęłabym tu przytoczyć.

Otóż hrabia Juliusz Dzieduszycki słynął z ogromnej fantazji- Posiadał znaną w okolicy - i nie tylko - stadninę, której stajnia sąsiadowała przez ścianę z pałacem. Mury tej stajni wyłożone były marmurem, a na nich umieszczono lustra - od podłogi do sufitu. Przed nimi wdzięczyły się klacze. Cała armia stajennych, stangretów i dżokejów czuwała nad porządkiem i czystością. Między boksami leżały najpiękniejsze kobierce. Po sutym obiedzie - pan na Jarczowcach zwykł tutaj odprawiać sjestę. Brał do ręki ody Horacego, -kładł się na perskim dywanie i na głos deklamował wiersze.

Nasz znany malarz Juliusz Kossak został zaproszony przez hrabiego i goszczony w jego majątku. Malował konie jarczowieckie, uganiał się po stepach podolskich, polował. „Wpadł" na kilka dni, a spędził tam 5 lat.

Widocznie zauroczyły go jarczowieckie konie i pachnący podolski step.

Stąd już blisko do Złoczowa, nad rzeką Złoczówką, miejsca mojego urodzenia, a przedtem - nauki mojego ojca w gimnazjum im. Króla Jana III Sobieskiego i nauki mojej matki w Seminarium Nauczycielskim, a... trochę wcześniej - dzieciństwa Jana Sobieskiego na zamku, który to zamek po wichrach wojny - dotąd istnieje, a nawet został pięknie odrestaurowany.

W Złoczowie - rzut oka na miasteczko, sprawa do załatwienia, związana z koloniami letnimi dla polskich dzieci ze Złoczowa i powrót do Kamieńca na nocleg.

O Złoczowie, jego historii, ludziach, którzy rozsławili to nieduże miasteczko trzeba napisać osobno.

Sentymentalna wycieczka-pielgrzymka była piękna, niezwykle pouczająca, szczególnie dla młodych i najmłodszych - moich kochanych: syna Leszka i wnuka Mateusza. To lekcja historii, szacunku i miłości do ziemi, wdzięcznej pamięci o tych, którzy odeszli, i pokory wobec życia.

Najtrafniej będzie zakończyć te wspomnienia kilkoma wersami wiersza Feliksa Konarskiego pt. „Pamięć". „Tę waszą pamięć - żywą - bezlitosną -Wnukom przekażcie - jako wasz testament... A z tą pamięcią - swą wiarę przekażcie, Która was wiodła po rozpaczy krańcach, jak postrzępiona chorągiew na maszcie ~ Sztandar bojowy polskiego wygnańca!..."


Powrót

Powrót
Licznik