SPIS TREŚCI


Część I.

Słowo wstępne bryg. Czesława Mączyńskiego
Słowo wstępne Autora

Odruch polski
Z rozwoju i przejść II. BAONU 240 PP. A.O.
Piechota M.O.A.O. 240 pp.A.O.


Część II.

Z przejść I. i III. BAONU 240 PP. A.O.
    Atak na Zadwórze
    Atak na Laszki Królewskie
    Detachement Abrahama
    U mogił bohaterów w Zadwórzu
Z dziejów 205 Pułku Artylerji M.O.A.O.
O 238. P.P.A.O.
Rzut oka na organizację, przebieg walk i likwidację Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej
    Likwidacja Armji Ochotniczej

Dr Jerzy Pogonowski

Bój o Lwów

(Z walk Armji Ochotniczej z 1920 roku)

(Pisowania oryginalna)

SŁOWEM WSTĘPNEM ZAOPATRZYŁ BRYG. CZESŁAW MĄCZYŃSKI REPRODUKCJE PORTRETÓW I ILUSTRACJE WYKONAŁA ART. MAL. WANDA ŻYGULSKA-POGONOWSKA

WYDAWNICTWO „LOTOS" W GDAŃSKU 1921.
REPREZENTACJA NA POLSKĘ: "LEKTOR" INSTYTUT LITERACKI (SP. Z OGR. ODPOW.) WE LWOWIE, UL. MIKOŁAJA 23 (DOM WŁASNY). W WARSZAWIE UL. SIENKIEWICZA 5.


Część I.


Słowo wstępne bryg. Czesława Mączyńskiego

Po krótkich dniach tryumfu, po upojeniu się narodu błyskawicznym, dumnym wkroczeniem wojsk polskich do Kijowa uderzył druzgocący taran nawały bolszewickiej w osłabiony front polski na północy. Hen od Smoleńska, Połocka i Krasnołuk ruszyły od dawna przygotowane masy bolszewickie na zachód z celem wytkniętym po Warszawę i dalej by zawładnąć cieszącą się od dwu lat wolnością Rzeczpospolitą polską. Odepchnięte po długich, uciążliwych, a bohaterskich zmaganiach dzięki z południa ściągniętym posiłkom przycichły, by zebrać nowe siły do skoku śmiertelnego.

Wówczas od dawnych „pól dzikich" runęła dzika, niesforna łupieżcza jazda Budiennego. Załamał się front polki, na ogromnych rozciągnięty przestrzeniach i począł gwałtownie szybko się cofać.

Rezerw nie było w kraju na wzmocnienie upadającego frontu.

Wówczas to wyłoniła się z narodu myśl stworzenia na gwałt armii ochotniczej, by ratować państwo od nieuchronnej— zdawało się — ruiny, by wesprzeć i podtrzymać front polski; by dać władzom państwowym czas i możność powołania i wyćwiczenia nowego rekruta, by otworzyć wreszcie w kraju konieczne warunki spokoju.

Myśl ta znalazła należyty oddźwięk. Na pierwszem posiedzeniu powołanej ówcześnie przez Sejm do życia Rady Obrony Państwa postanowiono stworzyć Armię Ochotniczą. Na czele jej postawić musiano popularnością swą nieomal legendarnego, bohaterskiego, krystalicznie narodowo czującego, generała Hallera. Pod tchnieniem jego różdżki czarodziejskiej zerwał się naród cały do czynu, dopiero teraz uświadomiony o wiszącej nad nim grozie.

W kilku tygodniach zaledwie stworzył armię gotowa do boju śmiertelnego choćby do tchu ostatniego za całość i niepodległość Rzeczypospolitej.

Przed oczyma naszymi dokonał się cud żywy, wykrzesany z głębokiego uczucia narodu całego.

Zagrożona bezpośrednio Wschodnia Małopolska, a z nią bohaterski Lwów stanął w całości swej do apelu, postanowił bronić się do ostatniej krwi kropli. Jak przed dwoma laty, tak i teraz w ostatniej potrzebie dał porywający, budujący przykład całej Polsce. Osiągnął cyfry, którymi nie może się pochlubić żadna dzielnica. W bojowe szeregi podążyło przeszło dwadzieścia tysięcy, z tego zwyż 12000 w odrębnych czysto ochotniczych formacjach w Małopolskich Oddziałach Armji Ochotniczej. Prawie 30.000 starych i steranych wiekiem i pracą obywateli, niezdolnych do służby frontowej i młodych — poniżej lat 17 — zgłosiło się do służby pomocniczej, etapowej i wartowniczej w Ochotniczej Legii Obywatelskiej.

Z ochotników w M. O. A. O. stworzono dwa pełne pułki piechoty, trzy pułki jazdy ze wszystkimi oddziałami pomocniczymi, jak: kompania saperska, telefoniczna, sanitarna, tabory itd. Tu jedynie w całej Polsce porwano się na utworzenie ochotniczej artylerji, z której wkrótce brał udział w walkach pełny pułk z 3 dywizjonów a 9 baterji. Pozatym jedna baterja ciężka.

Tu w warsztatach lwowskich — jak ongiś w pamiętnych listopadowych bojach — zbudowano przemyślnie dwa samochody pancerne (Bukowski i Lwowskie dziecko), które we władanie swoje objęła osobną kompanję szturmową. Oto przewspaniały obraz wysiłku zbiorowego polskiego społeczeństwa Lwowa i Wschodniej Małopolski.

Niemniej imponującym był wysiłek finansowy. Posypały się zewsząd od maluczkich i możnych dary obfite, w pieniądzach i naturze na tworzenie, wyekwipowanie i wyżywienie armji ochotniczej. Nie poskąpiło ziemiaństwo koni i wozów. Pieniężnie wpłynęło do kas prawie siedemdziesiąt milionów Mkp. Jeżeli policzymy dary w naturze i dodamy do cyfry powyższej,. otrzymamy nieprawdopodobną cyfrę prawie półtory setki milionów, które — zniszczona tylekrotnie Wschodnia Małopolska — złożyła w kilku tygodniach na ołtarzu wspólnej sprawy.

Słusznie podnosiłem wówczas i podnoszę dziś, że nie straszne nam żadne nawały, że oprzemy się w Polsce wszystkim burzom i nawałnicom, jak długo naród polski taką duszę zachowa, jak długo wśród niego żyć będzie taka ofiarność krwi i mienia.

Nie moją rzeczą oceniać tu — w przedmowie — w jakim stopniu przyczyniła się Armja Ochotnicza w swej całości do odparcia odwiecznego i krwiożerczego wroga z granic Polski. Wolno podnieść, że zaistniał moment bojowy — czasowo dość długi — w którym między Lwowem, a dążącym w jego stronę Budiennym, były jedynie oddziały ochotnicze i z ochotników złożone.

Czy spełnili tam godnie ochotnie na się przyjęty obowiązek żołnierza polskiego? W trzy tygodnie od wydania pierwszego hasła musiano posłać w bój krwawy wszystkie rodzaje broni ochotniczej. W dwa tygodnie później wszystkie oddziały otrzymały swój chrzest bojowy. Jak zaś chlubnie- i zaszczytnie pojmowały swój obowiązek, świadczyć będą obecnym i potomnym liczne, niestety, przeliczne — kurhany i mogiły, usypane wzdłuż Bugu. Zaświadczy przedewszystkiem on kurhan wyniosły, kryjący drogie sercu polskiemu szczątki dwustu z górą bohaterów, którzy otoczeni, wzywani po trzykroć do poddania się, po trzykroć odpowiedzieli dumnym, żołnierza polskiego prawdziwie godnym, a jednogłośnym okrzykiem: „Do ostatniego ładunku".

Do ostatniego strzału i ostatniego tchu życia zagradzali wrogowi drogę ^do rodzinnego miasta, i ziemi ojczystej.

To bohaterstwem starożytnych przewyższające, nieśmiertelne, jak długo żyć będzie imię polskie Zadwórze. We Lwowie, w marcu 1921.

Czesław Mączyński.


BOHATERSKIM CIENIOM

Ś.P. BRATA MEGO
Dra ADAMA POGONOWSKIEGO
KAPITANA 37 PP W.P.ODZNACZONEGO GWIAZDĄ PRZEMYŚLA Z MIECZAMI
KRZYŻEM OBRONY LWOWA I ORLĘTAMI,
POLEGŁEGO W BOJU Z BOLSZEWIKAMI KOŁO SIEDLEC DNIA 8 SIERPNIA 1920 ROKU

I DROGIEGO TOWARZYSZA BRONI Ś.P.
STEFANA BEZKOROWAJNEGO
SZTABOWEGO SIERŻANTA 240 PP. W.P. OZDOBIONEGO ODZNAKA 5 PP.,
ODZNAKĄ HUSZTOWSKĄ, BEMACKĄ, KRZYŻEM OBRONY LWOWA I ORLĘTAMI,
POLEGŁEGO W BOJU Z BOLSZEWIKAMI POD PRZYCZÓŁKIEM MOSTOWYM
RUDĄ SIEDLECKĄ DNIA 17 SIERPNIA 1920 ROKU

POŚWIĘCAM


SŁOWO WSTĘPNE.

Oddając w ręce publiczności książkę „Bój o Lwów”, parę dat i wrażeń z walk Małopolskich Oddz. Armji ochotniczej, zaznaczam, że nietylko nie podaję wyczerpującej historji organizacji ani też choćby kalendarza walk naszych oddziałów ochotniczych galicyjskich, — ale wogóle nie podaję ich historji we właściwem tego słowa znaczeniu. To też z góry się zastrzegam przed ewentualnemi uwagami z powodu pominięcia którego z bohaterów, czy też tylko z bardzo zasłużonych; nie rościłem sobie nigdy pretensji do należytego ocenienia całego rozmiaru heroizmu, poświęcenia, pracy i przeżyć, które te wypadki czteromiesięczne w sobie zawarły. A powtóre —jest w ogóle, zdaniem mojem, rzeczą niemożliwą odtworzyć ogrom czynu zupełnie wiernie. Motywy mej pracy są całkiem przejrzyste, Bohaterska Armja Ochotnicza, krwawiąc się w obronie Polski w dobie bardzo dla Niej groźnej, zasłużyła sobie w pełni na wdzięczny obraz w umysłach i sercach ukochanych rodaków. Wszak Oddziały Małopolskiej Ochotniczej Armji trzymały linję Bugu przeciw wielokrotnie przeważającym siłom nieprzyjacielskim, choć groził i im los Zadwórzan. Chcę podkreślić najważniejsze zasługi MOAO., gdyż widzę, niesprawiedliwą przepaść w ocenie znaczenia pierwszej Obrony Lwowa (przeciw Ukraińcom) i drugiej (przeciw Budiennemu), jako że występuje w tem zestawieniu druga stale bez porównania mniej korzystnie.

A jednak, czyżby pierwsza Obrona Lwowa nie pozostała tylko wspomnieniem, gdyby nie znalazła się w potrzebie druga ? Pytam, czy dlatego tylko ceni się pierwszą obronę, że dała miastu z powrotem wodę i światło? Przenigdy ! A więc dlatego, że usunęła koszmar niepokojów? Że przedewszystkiem, zmusiła armaty oblężnicze do zaprzestania morderczego ognia na nasze miasto? Choć ważne to były względy, każdy wie, że one nie decydują wyłącznie o zasłudze Obrony Lwowa. Chodziło w niej bowiem o — Lwów, serce i ośrodek ziemi, od wieków pługiem polskiej kultury oranej, a w walkach ze wschodem okupionej stokrotnie bezcennemi rubinami krwi naszych przodków.

Ale nie da się też zaprzeczyć i temu, że Lwów nie odczuł tak bardzo na swej skórze bezpośrednio ataku bolszewików, jak ukraińskich granatów dawniej, nie zaznał ponownego oblężenia, co bez znaczenia nie jest. Więc mimowoli zapomniano nieco, co się właściwie zawdzięcza ochotnikom. Jako były ochotnik, współuczestnik i świadek walk, dopuszczony do archiwum MOAO., następnie, chcąc się wywdzięczyć naszej drogiej Armji za doznane w trakcie pobytu w niej wrażenia, składam w dani duchom poległych w tym czasie na froncie mego Brata i Towarzysza broni tę garść wspomnień i wiadomości, które zebrałem chaotycznie może, korzystając z uprzejmych interwiewów z wybitnymi wodzami i żołnierzami.

Dziękuję Im niniejszem za użyczoną mi pomoc, a więc wszystkim, którzy byli tak uprzejmi pozować mej żonie do portretów, zdobiących tę książkę — w pierwszej zaś mierze Brygadjerowi Czesławowi Mączyńskiemu, a to za zachętę, ustne informacje i zezwolenie na korzystanie z archiwum MOAO., i za piękną przedmowę. Należy się również podzięka pp. ppor. Orobkiewiczowi, kierownikowi wspomnianego archiwum i sierżantowi Adamowi Dobrowolskiemu za uczynność i pomoc w poszukiwaniach tamże, wreszcie: bombardjerowi 205 p. a., Stanisławowi Leowi i Wł. Szenderowiczowi z grupy Nittmana za podanie mi interesujących szczegółów z bojów.

Oddając w ręce publiczności „Bój o Lwów", proszę o rozważenie charakteru tej książki. Na zakończenie wyrażani żal, żem już nie mógł pozyskać portretów niektórych bardzo zasłużonych we walkach MOAO. osobistości.

Dr. Jerzy Pogonowski,
Lwów, dnia 15. lutego 1921.


ODRUCH POLSKI.

Napór bolszewicki. — Powstanie M. O. A. O. — Zarys organizacji. — Nieco o przyszłych bojach. — Pierwszy rozkaz.

U schyłku czerwca 1920 roku nieznane dotąd, potworne uczucie obawy o całość tak dorodnie już rozkwitającej Rzeczypospolitej i odruchowy pęd do rozpacznej obrony ogarniać począł społeczeństwo polskie coraz przemożniej. Wprawdzie już u świeżej kolebki zmartwychwstałej Polski stał groźny, blady niepokój o rozwój tego niepodległościowych rojeń ziszczonego ideału, wprawdzie szeroko w pulsujące życie wpatrzone oczy odrodzonej Polski raził od pierwszych chwil zarania krwawy blask łuny pożarnej, przecie terminów tak groźnych nie przeżyło dotąd jeszcze Ojczyzny naszej młode, gorące, nerwowe a piękne tak serce. I przeto rodził się rozpaczny ból zapamiętania ostatecznego, a jako że Polak nie czeka na rozrost tragicznej klęski, w głuchej pogrążony rozpaczy, nikt wątpić nie mógł, że z tych nagłych, tak gwałtownych przeżyć, nic innego, jak tylko świeży, promienny czyn zrodzić się musi.

A zapowiednie echa tego uderzenia w czynu stal nie dały długo czekać na siebie. Oto na pierwszem posiedzeniu Rady Obrony Państwa zastanawiano się już skutecznie nad zorganizowaniem ochotniczych zastępów, które jeszcze poprzednio poczęły się tworzyć samorzutnie. Zrazu miano je tworzyć przy baonach zapasowych, ale następnie, zwłaszcza na terenie naszym, wschodniomałopolskim, inna, a szybka i konkretna zapadła decyzja. Oto bohaterskiej legendy Obrony Lwowa mąż główny, niezrównany brygadjer Czesław Mączyński po konferencji z gen. Lamezanem zaczął organizacje M.O.A.O, tj. małopolskich oddziałów Armji Ochotniczej.

Ponieważ wschodnia Małopolska była drugorzędnym terenem operacyjnym, przeto, wobec konieczności osłabienia frontu małopolskiego, musiały wprost z konieczności powstać M. O. A. O. o specjalnych swoich zadaniach. W wypadkach takich można różnie sądzić, są też często podzielone w tej mierze zdania. Bezsprzecznie, jak prawie wszędzie, tak i w kwestji zakładania armij ochotniczych, mających z natury rzeczy swe dobre i złe strony, musimy uwzględnić dwojaką prawdę, klasyczną obustronność medalu, i tak, skoro przy defenzywie i odwrocie może słabnąć duch operującej przez czas dłuższy armji stałej, regularnej, dobrze jest podnieść go przez współudział świętym ogniem umiłowania sprawy zapalonych oddziałów ochotniczych. Wielu jednak sądzi (między innymi wytrawny znawca, gen. por. Lamezan-Salins, lub gen. Jędrzejewski), że lepiej jest ochotników odrazu rozdzielić pomiędzy odpowiednie szeregi armji stałej, by ją właśnie zachęcić, podniecić i podnieść. Inni wreszcie widzą w takiej dyslokacji niekorzyść, wynikłą z przerwania koleżeńskich węzłów i ochłodzenia kooperacyjnego zapału w ten sposób rozdzielonych ochotników, i podnoszą wzmożenie szlachetnego współzawodnictwa wśród członków tak pięknie zgrupowanej i nazwanej armji, stwierdzającej ochoczy, dobrowolny zapał ich gorliwej służby w obronie pojęć najświętszych. Jak naprawdę podniecająco działa taka stała współpraca, o tem — zdaje się — nie ma nawet potrzeby wspominać. A pozatem: wszak liczono, że może Lwów będzie bezpośrednio przez wojska bolszewickie zagrożony — może nawet przez ewentualny odwrót armji polskiej stałej od tejże odcięty. A wtedy Armja Ochotnicza Małopolska mogłaby bronić Lwowa, pozostając z W. P. w kontakcie jedynie lotniczym albo iskrowym.

Ochotników były dwa rodzaje: a więc tacy, którzy się zobowiązali przy zgłoszeniu do służby w W. P. do końca wojny (w myśl rozp. M. P. Wojsk L. 6087) i tacy, którzy się zgłaszali do oddziałów bojowych „na czas rzeczywistej potrzeby". —„By nie przesądzać wielkości taktycznej (pułk, brygada, dywizja)" — piszą w „Sprawozdaniu z działalności Okręgowego Inspektoratu Armji Ochotniczej we Lwowie w myśl rozkazu gen. Inspektoratu Armji Ochotniczej z dnia 1/X 1920 L. 4285 — nazwano ogół formacyj ochotniczych we Lwowie „Małopolskiemi Oddziałami Armji Ochotniczej." Rozróżnić w nich należy rodzaj broni, głównych (bojowych) i pomocniczych (tyłowych), wreszcie wojsk wartowniczych i policyjnych. Na konferencji w D. O. G przy współudziale gen. Lamezana, szefa sztabu, pułkownika Thulliego i bryg. Mączyńskiego zadecydowano o wszystkiem: i bryg. Mączyński zaczął pracę O. I. A. O. Strony miarodajne zapewniły wprawdzie Brygadjera o stałem jego dowództwie organizacyjnem i operacyjnem, ale skończyło się niestety na zapewnieniach jedynie, mimo których dowództwa operacyjnego brygadjer nigdy nie dostał. Stało się to wbrew energicznym stron niektórych żądaniom, a do automatycznego objęcia go nie doszło, bo bezpośrednich walk o Lwów nie było.

Lwowski O. I. (Okręgowy Inspektorat) zaczął pracę swoją 10. lipca br. w koszarach Zamarstynowskich Nr. 7. i w szkole Sobieskiego, męskiej i żeńskiej. Sztab O. I. A. O. zorganizowano w 2 głównych działach. Pierwszy dział pracy organizacyjno-personalnej (pod kolejnem kierownictwem por. dra Nowaka - Przygodzkiego i por. Czartoryskiego) załatwiał sprawę organizacji jednostek taktycznych, przydziału i odpowiedniego rozdziału ochotników, tudzież wszystkie sprawy osobiste itp., podporządkowano mu własną Komisję poborową. Drugi otrzymał zadanie agitacyjno-werbunkowe i propagandę w najszerszem tego słowa znaczeniu, a pozostawał początkowo pod kierownictwem por. dra Stefana Mękarskiego, później zaś kpt. Sulimirskiego Wita. Poza działaniem pracy, skupianej powszechnie w Adjutanturze (por. Garbień), w Kancelarji (ppor. Orobkiewicz), utworzono referaty:
a) Lekarza naczelnego (mjr. dr. Lesław Węgrzynowski),
b) broni i amunicji (kpt. Bac i por. Dr. Buzath),
c) techniczny (urzędnik Przewirski i ppor. Dajczak),
d) taborów (rtm. Chmielewski) z ewidencją koni i referentem weterynaryjnym,
e) służby łączności (ppor. Szmigielski),
f) oświatowy (ppor. Saloni, później, po jego zgłoszeniu się na front, Oziębły),
g) kwaterunkowy (por. Zdzisław Kultys),
h) samochodowy (ppor. Otowski), a wreszcie i własną Komisję gospodarczą (ppor. Dr. Tomanek, jako oficer kasowy, i Nowak, jako prowiantowy).

Celem formowania artylerji, utworzono osobne dowództwo artylerji, pod komendą pułkownika Marcelego Śniadowskiego. Dla jazdy takież same dowództwo pod pułk. Żółkiewskim. Obu podporządkowano wprost O. I. A. O. — Kontakt ze społeczeństwem, i M. S. 0, Harcerzem, Związkiem Strzeleckim, był nader ścisły. Akcja Sekcji werbunkowej 0. I. A. 0., posługującej się Kółkami rolniczemi, Związkiem Ziemian, Organizacji Narodowych, bez różnicy orjentacji politycznej, wydała już wkrótce wyniki wprost świetne. W sześć prawie tygodni po rozpoczęciu akcji utworzył się we Lwowie Komitet Obrony Państwa. Zbierał on i rozdzielał fundusze, ekwipowali dożywiał wojska itp. Oddział werbunkowo-agitacyjny O I. A. O prowadził początkowo prawie wyłącznie całą akcję propagandy i werbunku. Propagandę prowadzono ściśle za sumiennem wykonywaniem obowiązków poborowych, ścigano dezerterów, zachęcano do wstępowania do M. S. O. i OLO (zależnie od warunków fizycznych i możności osobnika). Sekcja prasowa drukiem i sztukami scenicznemi (więc afisze, obrazy z tekstem polskim, rosyjskim dla bolszewików „bieregi etu bumażku — eto propusk k nam" i jednodniówki), żywem słowem na zebraniach, w restauracjach, w kinoteatrach dwa zespoły teatralne fungowały jako „teatr frontowy". Urządzano też dni kwiatka dla tchórzów, rewje inwalidów i dzieci z odpowiednimi transparentami, dla żołnierzy zaś i ochotników odczyty i pogadanki, umyślne przedstawienia teatralne i kinowe (gratisowe bilety, wieczory humoru i śmiechu i dwa pisma „Poczta polowa" i humorystyczne pt.: „Makolągwa". Chwalebna wzmianka należy się tu współudziałowi literatów z Janem Kasprowiczem na czele, który później wygłosił prawdziwie głęboki odczyt o miłości Ojczyzny, artystom, redaktorom, mówcom i społecznikom, którzy wiele trudu w tej mierze w dani złożyli dla Sprawy.

Propagowano również nader gorliwie na prowincji — akcja werbunkowa szła tam b. dobrze. Organizacje narodowe wszędzie wzywały — jako też i Związek Strzelecki i OLO — wszystkich młodszych swych członków do służby wojskowej bezpośredniej. Nierzadko reprezentanci sami wstępowali do wojska, choć byli poza wiekiem poborowym nawet, jak np. we Lwowie wiceprezes Org. Nar. prof. Dr. Marceli Prószyński, były Bemak, i prof. Kazimierz Brończyk, sekretarz tejże Organizacji. Obaj byli w polu i to w ogniu — Odezw rozlepiano b. wiele, roiło się aż od nich — przystosowywano je do okoliczności. Były odezwy do robociarzy, do ludu wiejskiego, do żydów, a wszystkie zmierzały do jednego celu, a mianowicie do wzmożenia ruchu ochotniczego i oparcia go na należytym wysiłku. We wojsku czytano odezwy te również, a ponadto rozdawano żołnierzom przeróbkę z dzieła Jana Parandowskiego O bolszewiźmie, ułożoną przejrzysto i jasno. Plakaty antybolszewickiej treści widniały wszędzie: przedstawiały bolszewików mordujących niewinne kobiety, kolosa bolszewickiego, ciągnionego przez niewolne ludy w jarzmie, generała Hallera, jak wzywa do boju, wreszcie żołnierza, robotnika i chłopa i studenta, broniących wspólnej placówki, albo też okrutnych bolszewików, ostrzących noże i niszczących miasta.

Społeczeństwo nie pozostało bynajmniej na głos odezw tych głuche — przeciwnie, jak na wycieńczenie Małopolski Wschodniej, pomoc społeczeństwa okazała się przeolbrzymią. Pełna liczba żołnierzy MOAU wynosiła 12.000, a ochotników wogóle (w Armji stałej) 6.000. Tak więc zdobyła się Małopolska Wschodnia na 18.000 żołnierzy! I to spontanicznych ochotników! Same zaś oddziały M. O. A. O. poniosły w bojach 2,5 tysiąca krwawych strat — a więc, w tak krótkim stosunkowo czasie prawie czwartą część swych sił wszystkiej!

Lecz spójrzmy na dary społeczeństwa: Na ręce dowódcy O. G. gen. Lamezana, złożono około dwa miliony Mk., Komitet zaś Obrony Państwa zebrał około 5 miljonów Mk. Różne instytucje dały kredyty na ekwipunek, a zwłaszcza już instytucje lwowskie. Naftowi przedsiębiorcy wystawili własnym sumptem 50 milionów pułk jazdy. Prawie półtora tysiąca koni i wyżej setki wozów dano bez rewersów i bezpłatnie. Zebrano również jako dary 160 bluz, 19 koszul, 465 par kalesonów, 115 par skarpetek, 155 chlebaków, 1268 par butów i trzewików żołnierskich. Koło mieszczanek zorganizowało z pań dwie szwalnie. Panie pracowały ponadto gorączkowo i z ofiarnem poświęceniem w szpitalach. Punkty żywnościowe, gospody i herbaciarnie prosperowały nader żywo, tak samo Biały Krzyż, Dom żołnierski, Towarzystwo „Wszystko dla frontu" i osobny w tym celu referat O. I. A. O. — Były też niestety i pewne przykre bardzo przeciwdziałania A.O., ale te ze wzrostem niebezpieczeństwa ustąpiły, co dla sprawiedliwości zresztą z zadowoleniem trzeba przyznać.

Z podległych wprost O. Itowi a jedynie na terenie D. O. G. Lwów, zaciąganych i we Lwowie tworzonych M. O. A. O. sformowano następujące jednostki taktyczne :
A). Piechota : 2 pełne pułki, a to 240 pp. i 238 pp., oba składały się z trzech baonów, każdy po 4 komp. i jedna komp. kar. masz. (kompanje czteroplutonowe, z których czwarty uzbrojony w lekki kar. masz)
B). Artylerja: 3 dywizjony, każdy po 3 baterje czterodziałowe (austrjackie 8 cm. lub rosyjskie trzy calówki), w każdej baterji pluton pieszy ochronny i 2 kar. masz. nadto jedna ciężka — 2 franc.
C). Jazda: dwa pułki, a to 214 i 209 p. jazdy. Pierwszy z nich, pod pułkownikiem Żółkiewskim, zbuntował się później wraz z gen. Żeligowskim w obronie Wilna. Poprzednio jednak w obronie Warszawy, dokąd wezwany podążył, poniósł wybitne zasługi. Tak się bowiem dziwnie w Polsce złożyło, że więcej kresy dla Stolicy, niż Stolica dla kresów, zdziałały, temu iście dziwić się często przychodzi, że w szarym Lwowie bije złote serce.
D). Obok powyższych, utworzono oddział pościgowy pod nazwą „Detachement rotm. (dziś majora) Abrahama", składający się z piechoty na wozach (półtora baonu i pół baonu kar. masz.), pułku jazdy lwowskiej (5 szwadronów, z nich 2 szwadrony kar. masz.), jednej baterji (cztery działa trzycalowe) i auta pancernego.
E). Ponadto oddziały broni specjalnych i tyłowe, jak komp. szturmowa i aut pancernych (dwa auta pancerne zbudowane w warsztatach lwowskich), oddz. granatników, kompanje: saperska, sanitarna i kolumna taborowa.

Z ochotników zgłaszających się wprost do Baonów zapasowych, utworzono na rozkaz M. S. Wojsk. komp. marszowe (I. O.) i użyto na uzupełnienie pozagalicyjskich przeważnie pułków armji regularnej.

By mieć zaś całkowicie pełny obraz wysiłku społeczeństwa wschodniej Małopolski, należy podać liczbę ochotników, pełniących służbę wartowniczą a zgrupowanych tu w O. L. O, w skład której wchodziły M. S. Z. S., Harcerz i Egzekutywa akademicka. Liczba członków tych organizacyj, pełniących służbę z karabinem w ręku, przekraczała znacznie 20000. Oddziałów na froncie, niestety, mimo rozkazów i przyrzeczeń, mimo odpowiedniego wyszkolenia, mimo całości, jaką wspólnie tworzyły, nie użyto w jednej grupie, lecz" nieodpowiednio a nierzadko bezcelowo rozrzucano po najrozmaitszych oddziałach. Tam, niezbyt przychylnie traktowani i niezbyt dobrze operacyjnie używani, a przerzucani w nieprawdopodobny wprost sposób, pozostawieni nierzadko bez rozkazu, wykazali swój hart bojowy i znaczną bojową wartość. Gdy trzeba było, z dumą i pogardą w oczy patrzyli śmierci, byle jeno obronić drogą ziemię i bohaterskie ukochane miasto Lwów przed najazdem hord półdzikiego wroga. Popatrzmy teraz, jak się etapami rozwijał ten dzielny polski ochotniczy czyn, nie znający słowa trudność, a wykluczający ze swego słownika zasadniczo wyraz „niemożebność". Jak z poza pozornie szarego pyłu codzienności jego technicznych, administracyjnych przygotowań, wybłysnął szlachetny ogień miłości Ojczyzny najczystszemi skrami, krzesanemi z prawych dusz i serc świętej sprawy obrońców. Zobaczymy, ile uczuć i poczynań przepięknych szara zrazu we Lwowie skorupa przygotowań skrywała, parę dat archiwalnych niech uprzytomni szkicowo, jak się odbyła organizacja, komenda i dyslokacja sił w początkach przygotowań i akcji.


Piechota M.O.A.O.
240 pp. A.O.

BAON I.

Zawiązkiem I. baonu były dwie kompanje skautowe i 3-cia kompanja uformowana z werbunku 10 go lipca. Dowództwo baonu objął 10-go lipca kpt. Drobniewicz, około zaś 20-go ppłk. Domaszewicz. Baon w sile 17 ofic, 819 ludzi, 82 koni, 679 karabinów, 8 K. M. Maxima, 16 strzelb francuskich 26 wozów i 5 kuchni polowych, odmaszerował dnia 2-go sierpnia do Okręgu Obr. Lwów (pułk. Jasieński), obsadzając III odcinek (od Snopkowa do Persenkówki, jedna zaś kompanja obsadziła Czartowską Skałę. Dnia 8/VIII odszedł do Malechowa, gdzie prowadził intenzywne ćwiczenia w terenie. Dnia 11 go sierpnia w myśl rozkazu D. O. G.Lwów L. 10258/M4315 odszedł z całym pułkiem do IX brygady piechoty.

BAON II.

Powstał w dniu 10-go lipca z oddziału kpt. Zagórskiego. Dtwo baonu objął kpt. Zagórski. Dnia 24-go lipca na rozkaz D. O. G. Lwów, większą część ludzi oddano do baonu III. Baon II. formował się w dalszym ciągu i dnia 7-go sierpnia w sile 21 ofic. 820 ludzi, 80 koni, 578 karabinów, 8 K. M. Maxima, 8 K. M. Levisa, 32 wozów, odszedł w kierunku Dublan. Dnia 11-go sierpnia przydzielony z całym pułkiem do IX brygady.

BAON III

Powstał dnia 12-go lipca pod dtwem mjra Trześniowskiego. Pierwotnie mieli wchodzić w skład baonu członkowie Związków Strzeleckich. Ponieważ napływ tychże był zbyt mały, baon uzupełniano ochotnikiem bieżącym, a dnia 26-go lipca odszedł w sile: 18 ofic, 709 ludzi, 77 koni, 583 karabinów, 8 K. M., 12 wozów i 5 kuchni polowych do Okr Obr. Lwowa.

KOMPANIA SANITARNA.

Zawiązała się dn. 23. lipca jako kolumna transp.-sanit. Nr. 1. pod dtwem ppor. san., Fritza. Dnia 13. sierpnia odeszła do Malechowa. Dnia 18. sierpnia tabor odesłano do Lwowa, ludzie zaś zostali na placówce w Łaszkach mur. Dnia 19. sierpnia wróciła kolumna do Lwowa (Szkoła Przemysłowa). Dnia 20. sierpnia odeszli ludzie na wozach do Sokolnik, gdzie zabezpieczali prawe skrzydło dwóch fortów Sokolnickich. Dnia 23. sierpnia kolumna wróciła do Lwowa i została zamieniona na komp. sanit. M. O. A. O.

ODDZIAŁ AUT PANCERNYCH.

Z auta ciężarowego, dostarczanego przez mjra Bukowskiego, potem przerobionego w warsztatach kolejowych, i z oddziału szturmowego uformowano oddział aut pancernych. Dtwo jego objął dnia 14. sierpnia por. Kruszyński. Dnia 19. sierpnia odszedł on do VI-tej dywizji z autem pancernem „Bukowski" i brał udział w ataku na Busk.
Dnia 20. i 21. był w walkach pod Zadwórzem.
Dnia 22. sierpnia wrócił do Lwowa.
Dnia 23. sierpnia odszedł do VI-tej Dyw. piechoty, użyty zaś na rozmokłej drodze polnej w niewłaściwy sposób, odbył walki pod Pikułowicami i Barszczowicami. Pozostawiony przez 12 pp., przed linją własną w lesie na wschód od Barszczowic, wycofał się po ciężkiej walce z nieprzyjacielem, zadyrygowany następnie na polną drogę w kierunku na Biłkę i Gliniany, ugrzązł pod Biłką Królewską. (Pod autem załamał się most). Auto zdefektowane: odjęcie pancerza tylnego, rozbicie kłodnicy, zepsute światło i reflektory, musiała wrócić do Lwowa dnia
25. sierpnia w nocy.
Dnia 26. cały oddział w sile jednego zdefektowanego auta, trzech oficerów, stu dwunastu ludzi, odszedł na odcinek IV. Okr. Obr. Lwowa.

JAZDA.

Dnia 10. lipca rozpoczął formowanie oddziałów jazdy Rtm. Augustynowicz, a dla Detachement rtm. Abrahama rtm. Krynicki. Dnia 14. lipca objął dowództwo sformowanego pułku pułkownik Żółkiewski. Oddziały zostały sformowane jako Djon I. (formowany we Lwowie) i Djon II (formowany w Stanisławowie, Przemyślu i częściowo we Lwowie). Oddział, 24-tym pułkiem ułanów nazwany, pod dowództwem płk. Żółkiewskiego dnia 8. sierpnia odszedł na rozkaz DOG. Lwów Nr. 99471 „I" 12948/1. mob. wydany na podstawie rozkazu M. S. Wojsk. Nr. sztab. 0. I. L. 14319/mob. do Mławy. Djon III. formowany pod Dtwem Rtm. krynickiego, wszedł w skład Det. Rtm. Abrahama i tamże został „rozformowany".

ARTYLERJA.

Artylerja M. O. A. O. powstała dnia 10. lipca, a w 4 dni później sformowano trzy baterje, na razie jednak jeszcze bez dział. Dtwo artylerji objął płk. Śniadowski. Dtwo zaś 1 pułku mał. art. ochotn. nazwanego rozkazem VI Armji L. op. 23/111 ochot. p. a. p. 205, objął kpt. Aleksander Lewicki (dziś ppułk). Pułk ten wysłał dnia 31-go lipca I. baterję (4 działa 3 cal. ros.) do Det. rotm. Abrahama, baterję zaś II. dnia 4-go sierpnia do Zboisk. Dnia 11-go sierpnia ruszył wraz z całym sztabem I Djonu (mjr Kwak) i baterją III. do skombinowanej IX. brygady piechoty.

Baterja I. brała udział we wszyskich walkach Det. Rtm. Abrahama, a „rozformowana" rozkazem VI. Armji L. 23/111, odeszła do VI Dyw piechoty

Baterja II. przydzielona rozkazem op. Nr. 1. Dtwa skombinowanej IX. brygady piech. płk. Jastrzębskiego w myśl rozkazu Dtwa VI Dywizji L. 23.III do 38 pp. w V. Dywizji, pozostała przy nim. Baterja III. została przydzielona do VI. Dywizji piechoty. Djon II. (Bat 4. 5.6.) odszedł 20-go sierpnia na rozkaz VI Armji L. 23/111. do dyspozycji płk. Jasieńskiego na obsadę odcinka Sichów-Sokolniki, jako Artylerja dla baonu I1./238 pp. Armji Ochotniczej. Obecnie postaram się przedstawić prawdziwą istotną szkicową historję organizacji i bojów M. O. A. O. z uwzględnieniem znanych mi jedynie faktów nakładu pracy i poświęcenia się poszczególnych jednostek. Wiem jednak, że nie tylko nie wyczerpuję ich ogromu, ale i nie dotykam choćby tylko pobieżnie tych wspaniałych, ukrytych ze szlachetną skromnością budowli zbiorowych wysiłków, którym ze strony społeczeństwa cześć się i miłość najgorętszej wdzięczności należy. Oto pamiętny rozkaz dzienny Nr. 1, bryg.płk. Cz. Mączyńskiego:


    ROZKAZ DZIENNY Nr. 1.

    Lwów, dnia 12. lipca 1920.

    Żołnierze!

    W ciężkiej i groźnej dla Państwa chwili powołuje was Ojczyzna do spełnienia twardego, żołnierskiego obowiązku. W listopadzie 1918 r. w czasie obrony Lwowa zagrażał wróg miastu naszemu wielotysięczną liczbą. Odparliście go ogniem młodzieńczego zapału i gorącą miłością Ojczyzny. Dzisiaj zagraża wróg całemu Państwu naszemu i dąży do odebrania nam wśród tylu trudów zdobytej wolności. Musimy i będziemy bronić Państwa i wolności Jego z takim samym zapałem, poświęceniem i wytężeniem wszystkich najlepszych sił naszych, jak wówczas Lwowa. A tak samo jak pogromiliśmy wówczas wroga pod Lwowem i odegnaliśmy go precz za granicę Państwa, tak i dzisiaj mamy rozkaz od Naczelnego Wodza zwyciężyć go i odepchnąć go poza granice nasze.

    Obowiązek nasz spełnimy, jeśli zapomnimy o wszystkich naszych osobistych sprawach i całych siebie duszą i ciałem oddamy w służbę Rzeczypospolitej
    Tego od Was wymagam Żołnierze.

    W myśl rozkazu Naczelnego Wodza tworzy Generał Haller na ziemiach całej Polski armię ochotniczą. — Z Jego rozkazu i wezwany przez D.O. G. Lwów, stworzyłem pod mojem dowództwem „Małopolskie Oddziały Armji Ochotniczej".
    I. Służba: Oficer inspekcyjny: Podch. Strojnowski z II. baonu.
    II. Odprawa: Dowódcy oddziałów (Baonów, kompanji) jak też wszyscy oficerowie Dtwa jawią się codziennie o godz. 19-tej w Adjutanturze Dtwa na odprawę.
    III. Przydział: Por. Starczewski Stanisław przydzielony zostaje do I baonu I pułk M. Z. A. O.
    IV. Oficer kasowy Ppor. Dr. Tomanek Franciszek obejmuje gospodarkę kasową przy Dtwie M. O. A. O., zastępcą jego jest podch. Dr. Wierdak Szymon.
    V. Przegląd i wyznaczenie zdolności do służby: Lekarz nacz. zarządzi niezwłocznie przegląd ochotników, wymienionych w kartach ewidencyjnych i wyznaczy ich zdolność do służby. Przegląd I baonu rozpocznie się 12 b. m. o godz. 16-tej i 13. b. m. o godz. 8-mej rano. Dtwo baonu wyznaczy jednego oficera oraz kolejno kompanje do przeglądu.
    VI. Komisyjne odebranie szkoły św. Marcina: Baon III. wyznaczy jednego oficera celem komisyjnego odebrania szkoły św. Marcina tudzież 8 ludzi. Meldować się w adjutanturze Dtwa o godz. 10:30 wtorek u rotm. Kochanowskiego.
    VII Lekarz naczelny Mjr. Lek. Dr. Węgrzynowski Lesław urzęduje w koszarach Jabłonowskich obj. 5. od godz. 12—14.
    VIII. Przydział: Lekarzem pułkowym 1 pułku M. O. A. O. mianowany zostaje por. lek. Dr. Ostrowski Stanisław.
    IX. Oddział sanitarny znajduje się w koszarach Jabłonowskich. Tam odsyłać należy zbędne sanitarjuszki.
    X. Izba chorych znajduje się w koszarach Zamarstynowskich parter w prawem skrzydle.
    XI. Zapotrzebowanie broni. Wszystkie zapotrzebowania broni mają być zgłaszane przez oficera broni kpt. Baca Stanisława, którego zastępcą jest ppor. Dr. Buzath Stanisław.
    XII. Oficerowie kasowi: baonowi zgłoszą się w komisji gospodarczej Dtwa dzisiaj wtorek o godz. 13-tej.
    XIII. Spis rzemieślników. Oddziały podadzą natychmiast nazwiska specjalistów rzemieślników.
    XIV. Za zgodność:

    Czesław Mączyński m. p.
    Pułk. Brygadjer.


Z ROZWOJU I PRZEJŚĆ II. BAONU 240 PP.

DOWÓDZTWO ARMJI.

Lwów wrzał. Częściowo powstawała nawet panika, acz ogół gotował się do walki i szukał hartu. Gdy bolszewicy, przełamawszy pierwszy opór polski, coraz się głębiej w początkach lipca wdzierać poczęli w ziemie lechickie, zawrzała już gorączkowa praca w Polsce nad formowaniem Armji Ochotniczej. W chwili, gdy wróg grozi sercu ojczyzny, ukochanej Warszawie, brygadjer Mączyński szybko i sprawnie, z użyciem całego swego niezrównanego organizatorskiego talentu, formując MOAO, tworzy 1 szy pułk piechoty, nazwany później 240-tym. Wtedy to kapitan dr. Stanisław Zagórski, wsławiony przez boje skniłowskie mężny dowódca i rozumny, sprężysty organizator, zabiega już od piątego-szóstego lipca o stworzenie własnego baonu, a pomagają mu w tem dawni jego dzielni żołnierze, trzej młodzi werbownicy, studenci gimnazjalni Klimek, Gajdacz (obaj starsi żołnierze) i Falkowski, kapral. Położyli oni niespożyte zasługi około powiększenia stanu, za co im się należy publiczne uznanie. Prawda, niesłodką jest rola werbownika : zasadniczo, zachwalając swój pułk czy bataljon, wynosi on jego plusy pod niebiosa, obiecując — zwłaszcza rekrutom niedoświadczonym — złote gruszki na wierzbie. Zawiódłszy się potem w swoich nadziejach realizacji rajskich snów, niejednokrotnie klęli ci rekruci pod adresem werbowników — ci jednak wypełniali tylko swój obywatelski obowiązek. Młodzi rekruci, doświadczenia nabrawszy w walkach, umieli potem należycie ocenić sumienność prac instruktorskich nad ich wyszkoleniem, i nie brali już więcej za złe swym oficerom i szarżom ich służbowego rygoru. Ale nietylko sam dowódca baonu, kpt. Zagórski (mimo pięćdziesiątki frontowy ochotnik) odznaczał się poświęceniem i gorliwością, przekraczającą znacznie ramy obowiązków: powiodło mu się ponadto szczęśliwe pozyskanie na oficerów swoich i podoficerów, ludzi, którzy byli dzielnymi pomocnikami, wyręczycielami i współpracownikami. Oto zaraz z początku zgłasza się doń bohaterski, przez gen. Szeptyckiego ogromnie wysoko stawiany, młodziutki podporucznik Adam Barski i sierżant — młody chłopak, ale stary legun-wiarus, Stefan Bezkorowajny. Oddali się obaj służbie z nadzwyczajnem umiłowaniem i zapałem. Ppor. Barski, zrazu nie budzący ufności komendanta dla swego nikłego wyglądu i wysokiego głosiku, potrafił go olśnić następnie swą wyborną metodą musztry. Bezkorowajny zaś, zajęty podówczas jeszcze jako klucznik więzienny wojskowy, brał sobie u swej władzy służby nocne, aby móc przez dzień ćwiczyć ochotników. I ćwiczył ich też, swoich „Jasiów" ukochanych, z całem zaparciem się siebie. Wreszcie, gdy próśb jego o przydział do MOAO przełożone władze (w więzieniu) nie chciały załatwić przychylnie, uciekł własnowolnie mimo błagań żony, (którą poślubił był zaraz w pierwszych pamiętnych dniach listopadowych, broniąc wonczas odcinku Bema), do 240 pp. na stałe. Był to żołnierz hartowany w wojnie z Rosją carską (wyśmienity znawca wschodniogalicyjskiego terenu), z Ukraińcami i bolszewikami. Każda wojna obdarzyła go jakąś pamiątkową, ciężką raną; miał ich pełno: na rękach, nogach i na piersi; ponadto jąkał się mocno od przesypania go granatem. Patrjota gorący mimo małego wykształcenia, żołnierz w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu, był niezrównanym instruktorem. — W przeciągu tygodnia już liczył II. Baon 400 ludzi; zgłosił się też najpierw w pole. Około 20-ego liczył przeszło 800 ludzi; zgłaszały się też dzieciaki, płaczące, gdy ich nie przyjmowano, a nie brakło i starców, zgłoszonych do służby z karabinem, jak np. w VI komp. (ppor. Barskiego) szer. och. Kruczkowski, liczący lat 57. Do 2 KKM. zgłasza się jako rachunkowy, wiekowy już dr. Wiśniowski, ojciec siedmiorga dzieci, i ofiarowuje 2 konie i znaczny dar pieniężny. Kompanje były czteroplutonowe. Dowództwo komp. piątej objął por. Kazimierz Rączy, komp. VI. Adam Barski, siódmej ppor. Sławiec, ósmej por. prof. Ignacy Roman Roskosz, b. Hallerczyk. W kompanji tego ostatniego do najenergiczniejszych szarż należeli plut. Getter, kaprale Kupczakiewicz, Szczupłakiewicz i Schneider. „Rozkazy II. Baonu 1. Mp. pp. A. O." podają, że kpt. dr. St. Zagórski objął dtwo Baonu z rozkazu pułk. bryg. Cz. Mączyńskiego dnia 10. lipca.

Rozkazem komendanta M. O. A. O. zostali przydzieleni : por. Stanisław Kruszyński, mianowany natychmiast adjutantem i dowódcą kompanji sztabowej, Kazimierz Rączy, ppor. Szczepan Sławiec, ppor. dr. Stanisław, Pilch, ppor.Franciszek Podgórecki, pchor. lekarz Blaike Jan, i p. Ant. Strożkowski. Obsady kompanijnego dowództwa były wtedy w stanie mocno płynnym, bo zmieniały się ustawicznie, i to szybko. I tak zrazu dowódcą komp. 5-ej był Rączy, 6-ej Pilch, 7-ej Sławiec, 8-ej Podgórecki. Komisji kasowej przewodniczył dowódca baonu kpt. dr. Stan. Zagórski, oficerem kasowym był zrazu por. K. Rączy. Przydzielony szeregowiec Artur Bischof, później oddany do biura kartograficznego, objął agendy oficera prowiantowego. Plutonowego (obecnie sierżanta), Eliasza Garapicha, przydzielono do komisji kasowej, plut. Kaspra Zazulę i szer. Romana Kuntzego do kancelarji Baonu. Raporty poranne miano podawać o pół do ósmej rano. — Rozkaz drugi przydziela por. R. I. Roskosza i A. Barskiego. Tym też rozkazem zaprowadzono przymus legitymacyjny.
Rozkaz 4. dnia czternastego lipca przyda kpt. Michała Czarneckiego z armji jen. Dienikina oraz ppor. Hradla Ludwika do kompani 5-ej, ppor. Dębickiego Jana do 8-ej, ppor. Bara Józefa do 9-ej, I kadetów — podchorążych p. Romana Gołąba i Antoniego Haszczyńskiego, pierwszego do piątej, drugiego do siódmej. Wkrótce dostają pochwałę. Zarządzona weryfikacja przeprowadziła niezbędne ustalenia. — Sztab przeniesiono wtedy do ewidencji komp. 5-ej, rozkaz przeszukać kazał b. żołnierzy przy karabinach maszynowych systemu Lewisa oraz b. celowniczych. Zajął tą sprawą por. Rączy. Każda kompanja otrzymała rozkaz dostarczyć po 10 ludzi; 16 ego lipca został oficerem kasowym por. prof. dr. Bednarowski Adolf. Urządzono kurs telefonistów dla niezmiernie ważnej służby łączności. 17-go lipca przydzielono do sztabu por. Cygana. Obostrzono ewidencję koni przez oficera prowiantowego. Rozkazem 9-ym sierż. Bezkorowajny Stefan i Sperlan Michał zostali z więzienia śledczego przydzieleni do Baonu. — Komp. 7-a zyskuje plut. Pasellę jako świetnego rachunkowego. Pracował za trzech. Borowiecki Eustachy dostał się jako sierżant-szef do komp. 6-ej.

Rozkazem 13-ym zapowiedziano strzelanie na strzelnicy. Troskliwość dowódców kompanji uznawał wszystkowiedzący kpt. dr. Zagórski i wyraził im pochwałę. Powoli przybywali inni oficerowie, jak ppor. Esmund, ppor. Puchowski, ppor. Bardecki, ppor. Tobiasiewicz Michał z I. Baonu, ppor. Joch Antoni, ppor. Tyszkiewicz Borys (z armji Petlury),' por. Józef Erwin Koszuliński. Zaprzysiężenie żołnierzy Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej nastąpiło 20. lipca. Mimo deszczu i zimna, przysięga na placu Kapitulnym przed katedrą wypadła wspaniale: malowniczą grupę tworzyli dowódcy baonów: I-ego ppłk. dr. Domaszewicz, II-ego kpt. dr. Zagórski, III-go słynny z pierwszych walk o Lwów mjr. Tatar-Trześniowski, oraz dowódca artylerji M. O. A. O. płk. Marceli Śniadowski, niestrudzony i wzorowy organizator. Mimo deszczu, przysięga i defilada przed gen. Lamezanem wypadła imponująco. A oto „Rota przysięgi": „Stając w szeregi Armji Narodowe] uroczyście w obliczu Boga wszechmogącego, w Trójcy świętej jedynego, ślubuję jedynie Ojczyźnie mojej, Rzplitej Polskiej i sprawie Narodu całego na każdem miejscu służyć, Kraju Ojczystego i dobra narodowego do ostatniej kropli krwi bronić, przełożonych swych i dowódców słuchać, dawane mi przepisy i rozkazy wykonywać i wogóle tak się zachowywać, abym mógł żyć i umierać jako prawy żołnierz polski. Tak mi dopomóż Bóg. Amen."

I przysięgi złożonej dotrzymano! Żołnierz polski, dziecko, dorosły, czy starzec zamieniał się w kamienny posąg poświęcenia dla Sprawy. Czuły to nieprzebrane tłumy kochanych Lwowian, a serca ich biły do taktu razem z żołnierskiemi. Przeżywano podniosłą chwilę, gdy na komendę „do przysięgi broń, czapkę zdejm", rozległy się równoczesne, gorącej żarliwości pełne, chóralne słowa żołnierzy, iż Kraju Ojczystego i dobra narodowego do ostatniej krwi kropli bronić ślubują i będą....

Podziwiani przez tłumnie zebrane partjotyczne społeczeństwo Lwowa, szli żołnierze Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej pełni dobrej otuchy, a nadewszystko tej wiary przemożnej, która cuda działa. Mimo ponurej słoty jaśniały na twarzach błyski zapału. Czuło się, że ich męstwo zwycięskie będzie. 2-go sierpnia poświęcono uroczyście wśród nieopisanego wzruszenia nasz sztandar. Aż oto wreszcie nadeszły upragnione rozkazy: szef sztabu, ppłk. dr. Wyrostek, wysłał do Okręgowego Inspektoratu Armji Ochotniczej na Okręg Generalny Lwów, rozkaz specjalnych ćwiczeń dla ochotników do walk z kawalerją, a więc, by zwrócono baczną uwagę na wyrobienie odwagi i zimnej krwi w ochotnikach oraz na ćwiczenie w szybkiem przyjmowaniu postawy obronnej przez szyki zwarte, na władanie bagnetem, celowanie, szturmy wspólnie z formacjami kawaleryjskiemi w terenie, walki na granaty ręczne. Zachodziła bowiem konieczność obycia się z tem i konieczność nieustępliwości.

A w wojsku w takt tych przygotowań wrzało. Prawie wszyscy chcieli być na froncie prawie wszyscy się o tę służbę podali. Nawet żołnierze i żołnierki z Centrali łączności. A i społeczeństwo nie zapominało o swem ukochanem wojsku. Dary dla MOAO rosły. Filja lwowskiego Towarzystwa ubezpieczeń „Przyszłość" dała np. na rzecz Armji ochotniczej 200.000 (dwieście tysięcy) Mp, a to w tej formie, iż zobowiązała się wydać bez płatnie 100 polis, każda na 2.000 Mk , opiewająca dla 100 żołnierzy MOAO, dających już teraz gwarancje dzielności i bohaterstwa w boju. Komp. V. podała dwóch, sierż. linjowego i służbowego Stefana Bezkorowajnego, oraz zacnego, dzielnego plut. Feliksa Stankiewicza z grupy Wojsk gen. Hallera.

Alarmy stwierdziły doskonały stan moralny i fizyczny żołnierzy, i darowały im zawsze choć kilka chwil.

Po kilku próbnych alarmach wreszcie nastąpił dokładny plan marszu i ostateczny przydział, przyczem 5-go sierpnia adjt., por. Kruszyński, został komendantem auta pancernego, a na jego miejsce przyszedł niesłychanie obowiązkowy oficer, sprawny organizator i administrator ppor. Feliks Domański, właśc. dóbr, człowiek 54-letni, który poprzednio pracował znakomicie w taborze pułkowym i jako oficer prowiantowy.

Dnia 8-go sierpnia placówki i łącznicy, w znacznie wzmożonej sile znaleźli się już w nowem miejscu postoju, a mianowicie w Dublanach. Poza coraz gruntowniejszemi ćwiczeniami pouczano żołnierzy o sądach doraźnych i karach wszelakich. Pouczano też dokładnie i gruntownie rozstawiać naokół placówki. Pilnując, by w życiu żołnierzy zapanowała bezwzględna równość i, by chłopcy nie byli „ukróceni", zakazał komendant Zagórski prowadzenia specjalnych menaży. One bowiem, acz prowadzone przez dowódców kompanij z najlepszemi intencjami, dają kucharzom sposobność do własnowolnych uprzejmostek, stanowczo wkraczających w prawa żołnierzy. Pozatem, dla psychologji żołnierza prostego jest charakterystyczne, że podejrzewa on w takich razach swych przełożonych O pokrzywdzenie go, nie chce potem jeść swej menaży itd. Tak zaś, gdy widzi, że komendant je to samo, co i on, volens nolens musi w tem zasmakować.

Jeśli idzie o stan wojska, najlepiej niech tu przemówią raporty poranne. Z nagich, szarych cyfr, można się wielu ciekawych doczytać szczegółów. Z 12 i 13/VIII. 20. V/1I. karabinów 125, 78 bagnetów, 2 Lewisy, 2 oficerów, 22 podoficerów, 101 szeregowców, 8 koni, kuchnia, 3 wozy. 611. 140 karabinów i tyleż bagnetów, oficerów czterech, podoficerów 12, szeregowców 99, koni 8, 3 wozy, 1 kuchnia. 7/II. 113 karabinów, 6 oficerów, 2 ofic. kancel., 2 lekarzy, 19 podoficerów, 116 szeregowców, 80 pomocników (sztab bowiem z V-ej przed odjazdem do Dublan przeniesiono do 7-ej). 8/II: karabinów 129, oficerów 2, podof. 8, szer. 118, bagnetów 129, koni 8, kuchnia, 3 wozy. — 2 komp. K. M. Kar. 64, 8 K. M., 2 oficerów, 5 podoficerów, 81 szeregowych, 18 koni, 6 bagnetów.

Jeszcze we Lwowie, gdy znaczna część ochotników II. Baonu została rozkazem przeniesiona do III. Baonu mjra Tatara-Trześniowskiego, odbyło się uroczyste pożegnanie tych ochotników. Przemowę wygłosił kpt. Zagórski. Była ona prosta, ale podniosła. Wskazał na pochód wroga i jego cele, przeciwstawiając ich potworności szlachetny wał naszych piersi. Po uroczystem odśpiewaniu roty pożegnał kpt. Zagórski ukochanych chłopców, których jeszcze zlustrował przed odejściem ppłk. Sendorek, nasz znakomity dowódca pułku i wódz w boju. Żołnierze ci jednak nie odeszli na front, ale po dodatkowym rozkazie, zawróceni z dworca przez wysłanego po nich por. Roskosza, osiedli w innej kasarni (II. Baon był podówczas w V. gimnazjum na Zamarstynowie).

Niedługo potem nastąpił prawdziwy odmarsz do Dublan, a stamtąd dalej do Banunina i Niesłuchowa, przez Sokołów. Odmarsz z Dublan, zapowiedziany nagle, zaskoczył wszystkich! Podoficerowie wyprawiali więc swoje żony, wbrew ich chęci i woli dalszego towarzyszenia mężom, natychmiast do Lwowa. Na podwórzu przed szkołą starsi wiekiem szeregowcy (jak dr. prof. Prószyński, Kaz. Brończyk i prof. Mendrala) omawiali sprawę ustawicznych zmian naszych komendantów (gdyż 5-a komp. w przeciągu tygodnia zmieniła komendantów: kpt. Czarneckiego, ppor. Dębickiego, ppor. Tobiasiewicza, dostając wreszcie por. J. E. Koszulińskiego). Roiło się od ścisku, który słusznie sztabowy sierżant Zenon Wójcicki ze zbrojowni nazwał bałaganem. Wkrótce jednak przyzwyczajenie do karności i jej zrozumienie wzięło górę: nastał porządek i można było rozpocząć marsz, który, zrazu pod auspicjami słońca, wkrótce się w chlapanie po błocie zamienił. Gdyśmy się łączyli z pierwszym baonem MOAO, lustrował nas na rozdrożu bryg. Mączyński, przy którym stał redaktor „Rzplitej" T. Opioła.


    ROZKAZ OPERACYJNY Nr. 1.
    wydany ówcześnie, był następujący:

    „Wykonanie rozkazu D. O. G. Lwów L. 10250 z dn. 10/8 1920. Dtwo 6 armji L. op. 3242/10. 10/8 1920 i rozkazem Dow pułku z dn. 11/8 1920. L. op. 9 wchodzi 1. p. p. M. O. A. O. w skład grup pułkownika Jastrzębskiego i celem połączenia się z innemi oddziałami odejdzie Baon II. dnia dzisiejszego o godz 15 min. 15 w zwartym oddziale na swoje miejsce przeznaczenia. Porządek marszu: szkoła podoficerska, Komp. 5. 6 7 8., Komp. K. M. wraz z wózkami na K. M. i amunicją, kuchnie polowe i tabor.

    Na drodze z Malechowa do Żydatycz połączą się kuchnie polowe i tabor II. Baonu z taborem 1. Baonu, który je wyprzedzi i pod dowództwem podchorż. Tałasiewicza, komen. taboru pułkowego, będą razem maszerować dalej. Przydzieleni do taboru Baonu szarże dozorować będą porządku w marszu, utrzymywać łączność w kolumnie taborowej, przestrzegać będą, by żaden z żołnierzy z wyjątkiem chorych, przez lekarza uznanych, wozów taborowych nie zajmował. Baon drugi rozkwateruje się w Sokołówce. Dow. Baonu, komisja gospodarcza i prowianturą, lekarz Baonu i Komp. K. M. w Niesłuchowie Komp. 7 i 8 i w Banuninie (Komp. 5 i 6). W Niesłuchowie i Banuninie obejmą dow. placu najstarsi rangą oficerowie, którym inni faktycznie podlegać będą. Kolumny: taborowa i amunicyjna grupy znajdować się będą w Kładziennikach, tam pobierać będą oddziały Baonu żywność i amunicję.

    Rozkaz, regulujący pobór żywności, będzie osobno wydany. Po przybyciu na miejsce, połączą się Komp. natychmiast z Dow. Baonu i bezzwłocznie przedłożą Dow. Baonu szkice dyslokacyjne grupy, uwzględniające dyslokację Komp. Codziennie o godz. 13 przedkładać będą Komp. Dow. Baonu dokładne meldunki sytuacyjne. Wszystkie Komp. i Oddziały Baonu prześlą natychmiast Dow. Baonu karty zapotrzebowania na mundury, amunicję, żywność i wszelkie braki.

    Kompanje, rozlokowane w poszczególnych wsiach, zabezpieczą je wedle wskazówek najstarszego rangą oficera. Odnośne szkice, wskazujące sposób zabezpieczenia, należy natychmiast przedłożyć. W każdym miejscu postoju służbę pełnić będzie wyższy rangą, doświadczony podoficer (najmniej plut), któremu do pomocy przydać należy dobrze wyszkolonego, doświadczonego i inteligentnego żołnierza lub podofic. W każdym miejscu postoju należy postawić odpowiednią wartę i patrolami baczyć na to, by żołnierze nie wydalali się poza rejony im wyznaczone, by ogni nie palono i zastosowano wszelkie środki ostrożności, zabezpieczające przed wznieceniem pożaru; żołnierze, wolni od służby, ćwiczyć mają w mustrze polowej. Za należyte komenderowanie szarż inspekcyjnych, na których polegać można, odpowiedzialni są dowódcy kompanij.

    Dowódca Baonu: Zagórski, kpt., mp.

    Za zgodność: Podpor. i adjutant F. Domański, ppor.


Marsz do Żelechowa Wielkiego był bardzo uciążliwy. Doświadczeni w wojnie oficerowie, Zagórski i Barski, nazywali go jednym z najcięższych z czasów całej swej służby. Odżywiano nas po drodze niezgorzej, zwłaszcza chłopi w Baniuninie, niezwykle i bezinteresownie gościnni. Byliśmy tam jednak niespełna dwa dni, poczem zamiast na ćwiczenia, zebrał nas ppor. Barski i por. Koszuliński do marszu, stosownie do otrzymanego rozkazu. Doszliśmy więc do Żelechowa, w którym uwzględniono nareszcie prośbę autora tego dziełka o przydział linjowy (byłem dotąd podoficerem rachunkowym), ze względu na rychło nastąpić mający powrót z urlopu sierż. Adama Krzeczunowicza, który objął później tegoż czynności. Do Żelechowa nadszedł tymczasem rozkaz z 13/8, że po nadejściu oddziału 6-ej dywizji piechoty, wraz z ppłk. Sendorkiem mamy przejść w rejon Kamionki Strumiłowej. Bozkaz był to operacyjny I. 38 pp. (uzupełn. w liczbie 7 kompanji marszowych 240 pp. A. O. w składzie trzybaonowym.) Również II. i III. baterya ochotnicza płk. Śniadowskiego, III. baon ochotniczy majora Trześniowskiego w Krasnem, baon majora Aleksandra Lewickiego od 2/V. w Kamionce Strumiłowej. Dowództwo artylerji objął płk. Śniadowski w Żółtańcach. Rozkazy baterjom wydawał płk. Śniadowski. Oficer grupy łączności ppor. Sieniewicz, urządził centrale telefoniczne "w Żółtańcach, gdzie połączyły się telefonicznie z dowództwem grupy podległe mu oddziały. Dowództwo grupy pułkownika Jastrzębskiego w Żółtańcach dnia 148 1920 o 8 godz. nadesłało rozkaz operacyjny Nr. 4-ty.

I. Ad rozk. Dow. Fr. Płdn. L. Lp. 3333/III. z dnia 13. bm. Nieprzyjaciel atakuje w różnych miejscach od granicy rumuńskiej do Brodów. Dotychczasowe ataki odparto. Skonstatowano, że jazda nieprzyjacielska posuwa się z Beresteczka przez Łopatyn na Lwów. Dywizja jazdy naszej została wczoraj wyparta z Radziechowa do Chołojowa. Z powodu koncentracji 3-ej armji została wytworzona na południu luka.

II. Celem zasłonięcia kierunku na Lwów i zmniejszenia luki, Dowództwo frontu nakazało cofnięcie frontu na linje: Strypów — Zborów Kołtów — Sasów — Biały kamień — Busk — rzeka Bug, w następującem ugrupowaniu.
1) Armja gen. Pawlenki — Dniestr — Strypa — Zborów do Wiśniowczyka.
2) 12 Dyw. Strypa od Wiśniowczyka wyłącznie do Cecowa.
3) 13 Dyw. od Cecowa wyłącznie do Bełżca-Buska.
4) 6 Dyw. od Bełżca-Buska wyłącznie do Sielec-Bienkowa.
5) Grupa gen. Szymańskiego od Sielca-Bienkowa włącznie do Sokala włącznie.

III. Po przybyciu oddziałów grupy gen. Szymańskiego na swój odcinek, podporządkowuje się tej grupie cały 38 pp.. baon kpt. Myjewskiego, baterja ochotnicza, pociąg pancerny „Chrobry' i odtąd stamtąd otrzymywać będą te oddziały dalsze rozkazy w Mostach Wielkich.

IV. Po przybyciu oddziałów 6-ej Dywizji na wyznaczony jej rejon, ściągnie się 240 pp. z zajmowanego odcinka i natychmiast przejdzie on do Kamionki Strumiłowej celem bezzwłocznego obsadzenia odcinka Kamionka Strumiłowa (włącznie) Ruda Sielecka (włącznie). Odtąd 240 pp. podporządkowuje się dowództwu 6-ej dywizji i tam otrzyma dalsze rozkazy w Żółtańcach. Baterja ochotnicza, przydzielona do 240 pp. ściągnięta będzie wraz z pułkiem.

V. Czołówka szpitalna przejdzie dziś do Mostów Wielkich, gdzie melduje swoje przybycie w grupie gen. Szymańskiego. Marsz przez Wolę Żółtaniecką i Bojaniec.

VI. Ja wraz z dowództwem dywizjonu artylerji ochotniczej po odmeldowaniu się w dowództwie 6-ej dywizji w Żółtańcach, odejdę do Mostów Wielkich do dyspozyji gen. Szymańskiego. Jednocześnie ze mną odejdą III. 4 p. strz. Podpisano: Jastrzębski, płk. i Dca grupy; za zgodność Borecki, ppor. adj. szt. Dtwa Frontu Płdn., przedkłada się rozkaz 38 pp., 240 pp. A. O. Dow. Djonu art. och., Czołówki szpital., plut. VI/4 p. strz. kon. Pułkownik Jastrzębski zlustrował żołnierzy M. O. A. O. osobiście, wyraził im pochwałę za dziarską postawę i wygłosił do nich przepiękne przemówienie. Wspomniał, iż na podstawie własnych przeżyć i badań bojowych stwierdzić może, jako nieraz w dziejach wojny kompanje rozbiły w puch dywizje całe, i że niechybnie męstwo ochotników przechyli szalę zwycięstwa na korzyść naszą. Można rzec, że patrząc na dzielne zastępy ochotników, czuło się, iż „z wiary waszej wola wasza, z woli waszej czyn wasz będzie." „A ja dodam- — rzekł z mocą płk. Jastrzębski - „tak powiedział nasz Krasiński, tak powiedział i tak będzie." Po gromkich okrzykach oddziały ochotnicze odeszły, śpiewając prawdziwie bojowy hymn „Do walki z wrogami" i naganne pieśni Budiennemu, i jego kawalerzystom.

I tak po tęgim marszu przez Strepków II. Baon obsadził na rozkaz Dowództwa Grupy Kamionkę Strumiłową z przyczółkiem mostowym Rudą Sielecką. Pierwszym, którego z baonu ostrzeliwali bolszewicy, był dr. Z. Czerny, referent oświatowy, a to na drodze do Krasnego. Baon II. przybył do Kamionki Strumiłowej 15-go sierpnia, a następnie kompanja szósta z ppor. Barskim i część kompanji piątej z por. Koszalińskim i ppor. Jochem, do Rudy Sieleckiej, położonej 6 kilometrów za Kamionką w kierunku rzeki Bug. O kilkaset kroków znajdowała się linja bojowa bolszewicka. Zachowanie się nieprzyjaciela sprawiło, że 6-ta kompania musiała pójść na pozycję i zająć okopy. Początkowo nie ustalono dyslokacji oddziałów. My, tj. 5-ta kompanja, myśleliśmy, że idziemy naprzód, potem nas cofnięto przed tabor kompanijny. Tam żwawy kucharz, plut. Belczuk, podał nam posiłek, który spożywaliśmy już w czasie dość gorącym, gdyż z powodu zamajaczenia na horyzoncie polskiego aeroplanu, zaczęły syczeć i jęczeć stare znajome, pociski bolszewickie. Obok nas czekała też kompanja 8-a z por. Roskoszem. Po chwili otrzymał por. Koszuliński rozkaz odmaszerowania wraź z ppor. Jochem i podchor. kadetami Gołąbem i Leszczyńskim z K. M. oraz z medykiem Karanterem na półn. zachód pod lasek, by stamtąd kryć w ogniu na południe, na prawo okopy ppor. Barskiego. Muszę zaznaczyć że przy ostatecznem ekwipowaniu oddziałów tych na front, mimo bolszewickich pocisków, dzielnie współdziałała kancelarja kompanijna, kapr. prof. Mendrala, j. och. Feliks Fuchs, podoficer broni, inwalida Rączka, kapral taboru Smejda. Pomiędzy szeregowemi widziało się pannę Romę Tuszkiewiczówną i inną jeszcze panią z K. M., nauczycielkę, której nazwiska nie znam.

Gdy wreszcie cała komp. 5-a z wyjątkiem III. plutonu (pod sierżantem Bezkorowajnymj, w którym właśnie ja byłem sekcyjnym (kapralem), odeszła na miejsce przeznaczenia, tenże pluton z plut. Edw. Kiszelką, kapralami Smaczniakiem, Koralem i Tymińskim, miał się dołączyć do 8-ej kompanji por. Roskosza. Doczekaliśmy wieczora, poczem ściągnięto nas o zmierzchu z zajmowanego stanowiska przed dowództwo baonu, gdzieśmy się parę godzin przespali na słomie w ogrodzie. Już po północy obudzono nas i kpt. Zagórski wyprawił nas na placówkę do ppor. Sławca z 7-ej kompanji. Ten doprowadził nas wraz ze swoim młodziutkim plutonowym Ćwiąkalskim, a starym już żołnierzem (jeszcze z "austryjackiej wyprawy na Kijów) do placówki Nr. 4, którą bezwłocznie zajęliśmy. Były to słabo zrobione okopy z ziemianką, z nieszczególnym obstrzałem. Nasz III-ci pluton miał po prawej ręce nieopodal sąsiedzkie okopy kaprala Rudolfa Makucha, dalej wstecz nieco placówkę ppor. Sławca i Bardeckiego, a na lewo placówkę ppor. Esmunda z komp. KM., najbardziej zaś na lewo i na północ okopy ppor. Adama Barskiego. Przenocowaliśmy dość spokojnie. Nazajutrz był lekki ogień, ale dochodził raczej z oddali. Bezkorowajny nie umacniał okopów — po pierwsze dlatego, by pomęczonym chłopcom dąć wypocząć, a po wtóre, ponieważ miał pewne inne cele, z któremi się rano nosił tajemniczo, i wobec realizacji których nasze okopy nie wydawały mu się naszem trwałem stanowiskiem. Spędziliśmy dzień (o ile nie na służbie, którą każda szarża miała po dwie godziny) na bardzo miłej pogawędce o legionowych przejściach Bezkorowajnego, o Huszt i rozmaitych innych prześladowaniach.

Czystą, jak łza, i pełną najgłębszego patrjotyzmu była dusza Stefana Bezkorowajnego — świecił też pod każdym względem przykładem swoim dzielnym podkomendnym.

Czynnikiem wesołości byli dwaj w świetnym zawsze humorze będący szeregowcy, kilkunastoletni dziarski piccolo z Przemyśla, Lech, odznaczony gwiazdą przemyską, współuczestnik walk mego śp. brata Adama w 10 pp. przemysk. i żyd ochotnik Tischler, pełen pomysłowych i wesołych konceptów.

Bezkorowajny po pewnym czasie zwierzył mi się ze swych zamiarów. Chciał on koniecznie zaatakować bolszewików na własną rękę, swą staroleguńską patrolową metodą. Umyśliliśmy więc wysłać Lechem meldunek, a raczej kartę służbową do kpt. Zagórskiego z prośbą o zezwolenie nam na zorganizowanie ochotniczej wyprawy z 42 ludzi z karabinem maszynowym i granatami ręcznemi przez Jasienicę Polską i Berbeki. Dowódcą miał być Bezkorowajny, jako świetny wprost znawca terenu. Omal nie oszalał Bezkorowajny z radości, gdy Lech przyniósł wyczekiwane tak niecierpliwie i gorączkowo upragnione zezwolenie, a raczej rozkaz iż „sierż. Bezkorowajny ma z wybranymi ochotnikami w liczbie 24 (im mniej, tem lepiej nawet na taka kmicicową wyprawę) i z 4 granatami ręcznemi oraz i K. M. wykonać swój projekt. Mieliśmy wzniecić popłoch w obozie nieprzyjaciela, i, co najważniejsze, zasięgnąć języka. Bezkorowajny posłał mię zaraz do Sławca, bym stamtąd zbierał ochotników, zwłaszcza z pośród byłych moich uczniów z gimnazjum. Jakoż ci zgłosili się zaraz ochoczo : w pierwszym rzędzie Zając z klasy ósmej i Bukowczyk, obaj obrońcy Lwowa Ale niestety, o tym samym czasie przyszedł nowy rozkaz od kpt. Zagórskiego do ppor. Sławca z odwołaniem tej wyprawy, a to dla otoczenia nas przez nieprzyjaciół. Wróciłem jak niepyszny, a Bezkorowajny nie posiadał się ze złości. Marzył on o tem i myślał, że po odznaczeniu się dostaniemy trzydniowy urlop, by mód z pojechać do Lwowa, do żon naszych. Przeczuwał widocznie, że się już więcej z żoną nie zobaczy, Przeczucie śmierci niechybnej towarzyszyło mu już nieodstępnie jeszcze od wymarszu ze Lwowa do Dublan, jemu, który dotąd zawsze śmierci ze śmiechem w oczy spoglądał, drwiąc z niej i wykluczając stale możność stania się jej ofiarą. Wieczorem rozstawialiśmy wedety rozsyłali łączników, zmieniając ich co godziny, sami zaś pełniąc służbę znowu po dwie godziny.

Następny ranek miał nam przynieść wiele nowego i złego. Już dnia tego w południe przepowiadał nam groźne bolszewickie pukanie kpt. Zagórski, który nas odwiedził wespół z por. Rączym i wypożyczonym z Komisji gospodarczej sierż. Gutem, który potem wraz z sierż. sztab. Z. Wójcickim pod komendą por. dra A. Bednarowskiego strzegł taboru. Byli tam i sierż. Baczyński i Lamers. Zauważono wkrótce rzeczywiście silną bolszewicką koncentrację i podejrzane ruchy wroga, wobec czego ppłk. i dca pułku Sendorek wydał 16. 8. 20. r. rozkaz Dtwu Baonu I. (ppłk. dra Domaszewicza): „W razie silnego naporu nieprzyjaciela należy natychmiast cały Baon wycofać do Kamionki Strumiłowej. (L, op. 17.)”. Drugi zaś Baon otrzymał rozkaz odesłania 8-ej kompanji por. Roskosza na południe celem patrolowania (Była to właśnie jedna z tych komplikacyj sytuacyjnych, które wzbroniły kpt. Zagórskiemu zezwolić na zamierzoną przez Bezkorowajnego wyprawę.) Dnia 16/VIII. kpt. Zagórski, zgodnie z rozkazem Dtwa pułku, odsyła kompanię 8-ą, lecz prosi o jej zwrot dla obrony przed łatwem podejściem nieprzyjaciela. Jakoż ze względu na początek bitwy odesłano go istotnie. Było więc tak : w niedzielę popołudniu—jak już wspomniano —było pierwsze strzelanie, a 8-a kompanja była wraz z plutonem Bezkorowajnego w rezerwie. W poniedziałek zaś rano (a więc; gdy Bezkorowajny był w placówce Nr. 4) odeszła ona do Dtwa pułku, wzgl. grupy Sendorka jako rezerwa. Pół ósmej kompanji odeszło na patrol w kierunku na Nowystaw, zbierając po drodze niedobitków z 1. Baonu i 105 pułku Armji Stałej.

We wtorek wróciła kompanja znów do Rudy Sieleckiej. Było to 17. sierpnia. Placówka Nr. 4. pilnując swych czujek i strzeżona też przez nie dokładnie, krzątała się koło okopów i ich poważniejszej poprawy pod komendą Bezkorownego i wedle wzoru jego leguńskiego okopu z darnią. Na lewo od jego trawersów były moje, na lewo od moich Maksa Schalla, żydka — polaka, który się do nas zgłosił z wiedeńskiej „Volkswehr". Gdy z razu rzadziej, potem coraz gęściej ostrzeliwani przez bolszewików, spokojnie czekaliśmy komendy strzału od Bezkorowajnego, wpadł do nas, by schronić się przed ogniem, wysłany przez ppor. Sławca na patrol, pchor. Haszczyński z Zającem; wkrótce potem przeszedł koło nas cofający się oddział ppor. Esmunda, którego kar. masz. był zepsuty. Widząc, że w ogóle cała linja 7-ej kompanji na rozkaz się cofa, opuścił okopy swe także i Bezkorowajny, komenderując raz po raz „padnij", bo widział z daleka karabin maszynowy bolszewicki. Koncentrowaliśmy się koło "domku kamioneckiej M. S. O., kierowani przez ppor. Domańskiego który nam obiecywał natychmiastową pomoc (Roskosza), przez ppor. Strojnowskiego z VI komp., oraz Esmunda.

Było to około godz. 10:15, atakowało nas około 600 bolszewików. Barski, który wytrwał na swem stanowisku, otworzył ogień z K. M. i ręcznych karabinów, co zmusiło nieprzyjaciela do cofnięcia się; po chwili jednak znów nas zaatakował. Sierż. Sperlan z K. M. został ranny w rękę, lecz walczył dalej. Bezkorowajny zgłosił się wtedy ze swoim plutonem na odsiecz Barskiemu. Szedłem obok niego aż do chwili, w której ppor. Barski, mianując mię łącznikiem, zaczął mi pisać rozkazy i meldunki na plecach. Podnieść należy, że ppor. Barski, wśród trupów i rannych, stał na środku gościńca między rowem strzeleckim 6-tej kompanji na prawo a rowem, zajętym przez żołnierzy Bezkorowajnego na lewo. Tak też pisał, opierając papier na mych plecach o niezbędnej potrzebie dwóch karabinów maszynowych, ponieważ jego się zacięły; podał zarazem swe straty i wymienił chlubnie bohaterską postawę i zachowanie się sierż. Markowskiego, który się tylko troszczył o zwycięstwo i o swych ludzi, a o sobie nie myślał wcale. Zaniosłem ten meldunek kpt. Zagórskiemu, otrzymując odeń obietnicę dostania jednego karabinu maszynowego (zdaje się z pchor. Bleikem, który się też do boju zgłosił). Tak prędko niosłem meldunek, że Barski sądził, iż z nim jeszcze nie odszedłem wogóle.
Ogień nieprzyjacielski, bardzo silny, wciąż był skierowany na żołnierzy Barskiego. A trzeba zważyć, że kompanja uporczywie broniła przyczółka mostowego i robiła dwa wypady za druty, gdy nieprzyjaciel ostrzeliwał artylerją okopy. Szósta kompanja poniosła przytem bardzo wielkie straty; zginęli szeregowi Dutkiewicz, Kozłowski i inni; było nadto wielu rannych ; do niewoli dostał się szer. Atlas. Mimo to jednak odparła kompanja kilkadziesiąt razy ataki wroga. Trzech do4-ech zabitych, około 10 rannych i wziętych do niewoli — to były dzienne straty kompanji nad Bugiem. Toteż trzeciego dnia (tj. dnia o którym właśnie mowa) nadszedł rozkaz cofnięcia się, gdyż lewe skrzydło, bronione przez 12 pp. zostało tej obrony pozbawione, a nadto zawiedli oficerowie niektórzy 6-tej kompanji jak n p. Rosjanin ppor. Puchowski, który przeszedł na stronę bolszewicką (miano mu potem podobno powierzyć dowództwo dywizji bolszewickiej). Jedynie tylko ppor. Barski, dowódca kompanji, pozostał na miejscu. Otrzyma wszy rozkaz cofnięcia się, płacze, jak dziecko i wyrywa włosy sobie z głowy. Rozkaz odwrotu musiał jednak być dany : mimo podjazdu bolszewickiej pancerki i braku ognia, z polskiej strony, odwrotu dokonano wolno i w porządku. Trzeba zauważyć, że karabiny maszynowe zacięły się, ręczne też szybko odmawiały posłuszeństwa — iub co gorsza, eksplodowały — artylerja zaś, z braku amunicji, strzelała celnie coprawda, ale niezmiernie rzadko, co żołnierzy przygnębiało. Przy drugim n. p. kontrataku, nie dała ani jednego strzału. Ostatni za wszystkimi szedł Barski. Jak musieli się czuć taki Barski, lub Markowski, starszy sierż. stud. Sidelnik, którzy klaskali w ręce na myśl o świeżym karabinie maszynowym i cieszyli się, że naprzód pójdą, gdy odwrót wydał się im już jedyną możliwością, o tem zdaje się i wspominać nie trzeba!

Drugi atak bolszewicki zaczął się o godz. mniej więcej 1:15 a trwał do 9-ej wieczorem. Atakowali nas bolszewicy w liczbie 1000, mieli 8—10 świetnych karabinów maszynowych, podczas gdy Polacy mieli ich tylko 8 i to nędznych ! (Przy pierwszym kontrataku VIII-ej komp. około 11-ej był na lewem skrzydle Bezkorowajny, na prawem 2. pluton kompanji 7-ej. Bezkorowajny, ranny w brzuch i porozrywany poprostu ekrazytówką, upadł. Próbował iść, ranny, szeptał z żalem, że już iść naprzód nie może, zaniesiono go do wozów i złożono na jednym z nich, gdzie w drodze do Lwowa, w Kulikowie, bohaterskiego życia dokonał. Opatrująca go dr. Marja Prokopowiczówna odznaczyła się pod Rudą i we wszystkich następnych bojach baonu.

Ppor Barski pali z por Roskoszem, mimo strasznego ognia nieprzyjacielskiego, most na Bugu, ochraniając w ten sposób pułk w odwrocie i ratując go przed zupełnem rozbiciem, za co wraz z kompanją dostał od Dtwa pochwałę i został podany do odznaczenia. Dzielnie zachował się też ppor. Strojnowski, który, otoczony przez przeważające siły nieprzyjacielskie, nie poddał się. Bronił się, jak długo mógł, wreszcie rzucił się do Bugu i wpływ przebył rzekę, żona zaś jego jako sanitarjuszka niosła pomoc rannym w okopach boso. Pamiętam to doskonale, bo chowałem z nią poległych i leżeliśmy w rowie razem przy linji, czekając przed odwrotem nowych rozkazów.

Po południu był drugi polski kontratak (ten właśnie, którego artylerja już nie wspomagała). Przy paleniu mostu przez Barskiego 8 ma kompanja pomagała salwami. Wszyscy byli czynni, nawet cały personel kanc. kompanijny (i tak np. rachunkowy Brycki pomagał palić most, pomocnik jego Służewski stracił nogę wtedy pod Rudą; walczył tam również Czesław Zaklika, dzieciak niemal, zgłoszony do służby frontowej i kancelarja baonowa. Wszyscy brali udział w walkach z bronią w ręku, np. plutonowy Zazula, szer. Piniński, szer. zaś R. Kuntze zdumiewał przełożonych swą gotowością i szczerą brawurą. Por. Rączy dostał w tym czasie komp. 5-ą na miejsce Koszulińskiego, wziął więc ze sobą III ci pluton. Około 7-niej rozpoczął się atak bolszewickiej artylerji: ogień zaporowy na wieś, gdzie było dtwo baonu a huraganowy na okopy Roskosza, który dał znak do odwrotu na 2-gą linję obronną w samej wsi. (Ranny Getter, sierżant szef ósmej kompanji, mimo rany, walczył i maszerował). Bolszewicy zasypali jeden karabin maszynowy granatem, nasi zaś wycofali się do drugiej linji obronnej, ściągnięci z 7-mej i 8-mej komp. obserwowali bolszewików, i jak dwu z nich przeprawiło się przez Bug wpław i ustawiło przed palącym się mostem karabin maszynowy. Chłop jakiś — jak to widział por. Roskosz — dawał bolszewikom znak chustką, biegnąc. Z nastaniem zmroku wreszcie wycofał się Roskosz wraz z innymi do Łanów Polskich, w których już był I. Baon dra Domaszewicza. Po 9:30-tej cofnęli się Polacy wogóle. Podnieść trzeba, że dca baonu dr. Zagórski walczył w pierwszej linji. My tymczasem, tj. 3-ci pluton 5 tej kompanji, doszliśmy, dość ostrzeliwani, do skromnych dwu oddziałów rozmieszczonych w lasku między Rudą i Dobnami, oraz do reszty 5-tej komp., którą po odejściu por. Koszulińskiego do szpitala, dowodził zastępczo idealnie zrównoważony, spokojny i flegmatyczny ppor. Ant. Joch. Miał on pod sobą pchor. kadeta z 2-ej komp. K. M , Leszczyńskiego, dalej dzielnego plut. Stankiewicza, kaprala Wernera, dra Prószyńskiego, prof. Brończyka i innych (niektórzy nieumundurowani, nie brakło też i bosych żołnierzy.) Nieopodal był Gołąb ze swymi ludźmi, a jako szarże pomagali mu plutonowi Poterałowicz i Pasternak.

W okopach rozmawiano po przyjacielsku i nie zwracano poważniejszej uwagi, na ukazujących się z rzadka poszczególnych bolszewików, do których co chwila ktoś strzelał. Zmęczony porannemi przejściami strzelałem mało, rozmawiając więcej na temat porannych ataków i kontrataków. Pod wieczór już jednak, por. Rączy kazał mi iść jako łącznikowi do kpt. Zagórskiego po rozkazy z meldunkiem sytuacyjnym: „Bolszewicy strzelają (jakoż strzelali często) na nasze okopy, jedynie pod Dobnami sprawiają wrażenie cofania się. W lesie za nami i ku Kamionce ułani polscy". Szedłem więc z szer. Flisem z mojej sekcji i ustawicznie ostrzeliwani przez bolszewików, kryjąc się przy zieleni, dotarliśmy do Łanów polskich, w których kpt. Zagórski miał oczekiwać naszego przybycia. Jakoż istotnie po wycofaniu się zostawił ppor. Bardeckiego, by na nas czekał i nas prowadził. Wróciłem z tym rozkazem dość późno — było już całkiem ciemno. Jakże można było terenem, zajętym przez bolszewików, wracać z wozami, z karabinami maszynowymi? Ja sam jeden prześliznąłem się łatwiej, a i tak byłem wciąż prawie ostrzeliwany przez odległe patrole. Wobec tego, namówiony przez ułanów, którzy właśnie rozpoczynali lesistą drogą odwrót na Strzemień ku Mostom Wielkim, przyłączył się Rączy do nich. Krótki opis tych walk o przyczółek podał dr. Marceli Prószyński w numerze 388 R. XXV „Słowa Polskiego" pt. „Z walk ochotników lwowskich". Pisze on tam o naszym odwrocie. „Mały nadbrzeżny oddziałek został w okopach aż do godz. 9 i pół i wykazał dużo odwagi i zimnej krwi. Dopiero, gdy zobaczyliśmy w przymostowym oddziałku, że jesteśmy na placu całkiem sami i każdej chwili mogą nas Moskale całkiem otoczyć, ściągnęliśmy placówkę i drugi oddział i w sile około 60 ludzi, wioząc na dwu jednokonnych wózkach, dwa kulomioty, których nie chcieliśmy zostawić, zaczęliśmy się przekradać drogami leśnemi. Biły w nas tylko strzały artylerji w lesie, a starć żadnych ani z piechotą, ani z konnicą nie mieliśmy. Wraz z pułkiem ułanów szliśmy całą noc i przeszło pół dnia następnego i zrobiliśmy około 60 km. (pieszo) przez teren silnie zagrożony. Ogólnie myślano i mówiono, że nasz nadbrzeżny oddziałek jest cały w niewoli, a tymczasem wrócił nietknięty". (Potem zamieszcza p. Prószyński nekrolog śp. Bezkorowajnego).

Odwrót nasz był zręczny, szczęśliwy bardzo, co specjalnie podnieść należy, acz żołnierze byli umęczeni już nie tylko słaniali się, ale wogóle z trudem stali na nogach. Gdzie tylko kto mógł, kładł się każdy co chwila na parę minut. Dotarłszy do Strzemienia, piliśmy już parę razy wodę i mleko. Zrazu, w nocy, szliśmy po skrajach dróg, by nas nie widziano; zdaje się jednak, że bolszewicy, którzy w czasie jeszcze tej skromnej akcji południowej i popołudniowej znacznie przeceniali siłę liczebną oddziału, spostrzegli dobrze nasz odwrót i z tego powodu nas w nim przez las tak gęsto ostrzeliwali. Gdy dzień nastał, znużenie poszczególnych szeregowców, zwłaszcza tych, którzy się rano bili pod Rudą i Kamionką, wzmogło się do tego stopnia, że wprost już iść nie mogli i tylko sennie, wpółprzytomnie prawie, szukali podwód. Wlokło się to przydługo, aż w Kupiczwoli-Bojańcu wyraźnie nas ostrzegli ewakuujący te strony oficerowie, że bolszewicy są za nami w odległości niespełna dwu godzin drogi. I to kozacy! Artylerja wzięła więc bardziej przemęczonych na wozy i podwiozła nieco. Na koniec podwodami dotarliśmy do Żółkwi, a stamtąd tandetną koleją, ostrzeliwani już w Kulikowie, do Kleparowa, skąd przeszliśmy potem ulicą Janowską do Dtwa M. O. A. O. na pl. Smolki, skąd skierowano nas do koszar zamarstynowskich, a stamtąd znowu do II-go (dawniej niemieckiego) gimnazjum, do pewnego rodzaju stacji zbornej ochotników polowych. Tam żołnierze - Lwowianie otrzymali po parę godzin zwolnienia, które potem przedłużono aż do godziny 5-tej dnia następnego. Tam też dowiedzieliśmy się już pewnie o śmierci Bezkorowajnego, o czem natychmiast donieśliśmy jego żonie. Nazajutrz o godz. 5-tej rano pomaszerowaliśmy znowu do Malechowa-Grzybowic, gdzie się znajdowało podówczas dtwo naszego baonu. Żołnierzy z 2 komp. K. M. prowadził por. Rączy, dtwo naszej kompanji objął na stałe dzielny ppor. Joch. Tam (w Grzybowicach) nastąpiło upragnione połączenie się z resztą kolegów. Baon II. nie doczekawszy się w pamiętnym dniu bojów kamioneckich nadbrzeżnego oddziałku 5-ej komp. z por. Rączym, wycofał się z Łanów Polskich w zupełnym porządku. Komp. 6-ta zasłaniała odwrót. Maszerowano na Butjatycze-Dzibułki do Kulikowa. Otóż w marszu pod Uhnów zaatakowali naszych bolszewicy w sile 1.000 konnicy Budiennego, z jedną baterią i tem samem autem pancernem, które 17-go zmusiło (wskutek milczenia artylerji polskiej) ppor. Barskiego do cofnięcia się. Zaatakowany dca ppułk. dr. Domaszewicz ustawił kwadrat z obu baonów, I-go, II-go i jakiejś marszówki o 180 ludziach. Po dwu strzałach bolszewickich jednak, z których na szczęście jeden padł pod stertę, a drugi pod dwór, nakazał ppułk. Domaszewicz, przekonawszy się o bezcelowości dalszego w podobnych warunkach oporu, odwrót na Kulików-Grzybowice do Malechowa na kwaterę, a stamtąd do Grzybowic, gdzieśmy się właśnie połączyli.

Można sobie wyobrazić znużenie żołnierzy po opisie trudów nadbrzeżnego oddziału; warto też uprzytomnić sobie, jak szybko następowały marsze przed akcją bojową i jak to wpływać musiało na organizm żołnierzy, skoro stosownie do rozkazu operacyjnego Nr. 1 z dnia 11. sierpnia 1920, pisał por. Roskosz następujący sprawozdawczy meldunek:

    „Kompanja wymaszerowała wraz z innemi oddziałami Baonu o godz. 15:15 z dawnego miejsca postoju w Dublanach w kierunku : Żydatycze, Źółtańce, Berów-Niesłuchów. Marsz, który kompanja odbywała po powrocie ze służby 24 godzinnej na placówkach, był początkowo niezbyt uciążliwy, skutek jednak późnego rozdziału kawy i ciemności nocnych dyscyplina zaczęła się rozluźniać. Słabsi fizycznie, głównie chłopcy szesnastoletni, nie byli w stanie dotrzymać kroku. Po opuszczeniu Żółtaniec, kiedy kompanja zeszła z gościńca na drogę polną, ludzie, pomęczeni marszem sześciogodzinnym, nie mogli posuwać się naprzód wśród ciemności, w kałużach błota, sięgającego powyżej kostek, tem bardziej, że tempo marsza było nawet dla starszych żołnierzy bezwarunkowo za szybkie. To więc było powodem, że połowa kompanji powoli zaczęła ustawać, skoro około 10 ludzi zemdlało, wielu padło omdlałych i leżało po rowach. Mimo to jednak nie zwolniono tempa, ani nie dano dłuższego odpoczynku, jakkolwiek odnośne meldunki podawano ciągle naprzód. Skutkiem tego o godzinie 1:30 zaledwie 50 ludzi doszło razem z komendantem kompanji do miejscowości Berów, gdzie po zarządzeniu odpoczynku, ludzie byli w możności dowlec się dalej".

A ile czekało ich trudów prawdziwych dopiero potem!? Ha, cóż robić — po to się zgłaszało! Z Grzybowic ruszono do Żydatycz-Chałupek. W niedzielę 22. pod Zadwórzem (już po tragicznie klasycznej termopilskiej śmierci bohaterskiego kpt. Zajączkowskiego i jego żołnierzy, ubyli chorzy ciężko na czerwonkę d-ca baonu II. kpt. dr. Zagórski, czynny bojowo do chwil ostatnich, żegnany z żalem przez żołnierzy, a zastąpiony przez mianowanego komendantem baonu, najstarszego rangą z pomiędzy oficerów por. Roskosz) i por. K. Rączy. Dowództwo 8 kompanji objął po Roskosz i ppor. Dębicki. Wycofano się wtedy, choć, jak się pokazało potem, można było wtedy nawet zdobyć Zadwórze. A więc: marsz poprzedni był z Grzybowic przez Dublany do Barszczowic, a stąd przez Biłkę szlachecką do Czarnoszowic pod Żurawniki (a kierunek zatem marszu: Barszczowice - Biłka szlachecka - Zuchorzyce - Czarnoszowice. Tam baon II. został zluzowany przez pułk 54 Armji Stałej.

Niektóre z ciekawszych ówczesnych rozkazów przytaczam dosłownie:


    Dtw. 240 pp. A. O. L.
    Do BAONU I., II. i III.
    Mp. 20. 8. 1920.
    w m. p.

    W myśl rozkazu 6 dyw. piechoty z dnia 20. 8. 1920 normuje się sferę wywiadów kawalerji: 11 brygada kawalerji na odcinku Czartowska Skała — Żydatycze włącznie, Grzędna Góra włącznie. Dcy patroli meldują odjazd obserwatorom artylerji przez Dtwo Grupy telefonicznie. Dla uniknięcia nieporozumienia od dziś dnia każdy patrol kawalerji na przedpolu zadzierga 2 lance białemi chusteczkami, o ile niema proporczyków; jedna lanca na przodzie, jedna z tyłu patrolu.

    Sendorek, mp.
    ppłk. i dca pułku.


    Dtwo Szk. podof. w Grzędnej Górze; należy natychmiast przemaszerować do Grzybowic.

    Sendorek
    ppłk. i dca pułku.


    Baon I. obsadzi most na kanale, na drodze z Grzybowic do Grzędnej, placówką stałą w sile jednej sekcji. Jedną placówkę nocną w połowie drogi między stałą placówką a Grzybowicami, drugą nocną placówką na połowie drogi między placówką stałą a kompanją 40 pp., obsadzając Grzędną. Placówki te będą miały za zadanie utrzymanie łączności między 240 pp a 40 pp.

    Sendorek, mp.
    ppłk. i dca pułku.


    Dowództwo 240. p. p. A.O.
    Miejsce postoju 23.8.1920 godzina 12.

    ROZKAZ OPERACYJNY L. 13.

    I. Sytuacja nieprzyjacielska: Po wycofaniu się armji konnej Budiennego mimo jego protestu — 60 Dywizja sowiecka wkroczyła w rejon Bóbrki. Piechota nieprzyjacielska na odcinku 6 Dywizji cofała się wczoraj bez większego oporu.

    II. Sytuacja własna: Na rozkaz Dtwa 6 Armji luzuje 6 Dywizja piechoty 13 Dywizję piechoty i zajmuje strefę ograniczoną na południe linją Bóbrka-Przemyślany, a na północy linją Mikłaszów-Biłka królewska,- Połonice - Bogdanówka - Zeniów -Gliniany- Kniaże, Hilczyce-Złoczów, wymienione miejscowości włącznie dla 6 Dywizji piechoty.

    III. W myśl rozkazu operacyjnego L. 85 6 Dywizji piechoty zarządzam:
    a) Baon I i II 240 pp. pod dtwem ppłk. Domaszewicza obsadza Zuchorzyce.
    b) 20 pp. obsadza dwiema kompanjami Czarnuszowice i luzuje Baon II 240 pp. tam znajdujący się, który ma zaraz odejść do Zuchorzyc, a dwiema kompanjami Hermanów. Zmiany te przeprowadzone mają być w ciągu dnia dzisiejszego.
    c) Artylerja podług dyspozycji dcy Dyonu Mjr Szpilki. Baony, obsadzając wymienione miejscowości, luzują oddziały 13 Dywizji. Tabor ciężki (komisja gospod., Prowiantury etc.) pozostają w Mikłaszowie. III pozostaje jako rezerwa w Biłce szlacheckiej

    IV. Dtwo pułku znajduje się na południowo zachodnim krańcu wsi Biłka szlachecka (plebanja)

    V. Czołówki prowiantowa i amunicyjna dojeżdżają do. stacji Gaje-Czyżyków, a dopóki stacja zajęta ładowaniem oddziałów 13 Dywizji do Winnik, Szpital polowy 562 pozostaje we Lwowie, stacja dla rannych i chorych na stacji kolejowej Gaje-Czyżyków.

    VI. Po zaciągnięciu nowej linji wydzielają Baony słabe zabezpieczenia, stoją zgrupowane, działając oddziałami wypadowemi i wywiadowczemi na wschód, przy użyciu wszelkich środków lokomocji tak głęboko, aby osiągnąć kontakt z nieprzyjacielem. Większe wypady wolno przedsiębrać tylko na rozkaz pułku. Kontakt z nieprzyjacielem musi być w ciągu dnia dzisiejszego bezwarunkowo nawiązanym. O każdym wypadzie uwiadomić artylerję dla współdziałania.

    VII. Baony połączą się telefonicznie natychmiast z Dtwem pułku i wyślą po2 łączników, o ile możności konnych, do Dtwa pułku. Meldunki sytuacyjne należy przedkładać co 2 godziny. Szkic dyslokacyjny należy przedłożyć w ciągu dnia dzisiejszego

    Za zgodność:
    Sendorek, m. p. ppłk. i dca pułku,
    Stawski ppor. i Adj.

    Otrzymują:
    1. Dtwo 6 Dywizji piechoty do wiadomości -1
    2 Baon I. II. i III. do wykonania - 3
    3. 20 pp -1
    4. Dyon artylerii -1
    5. Adjutantura -1
    6. Zapas-1
    Razem 8


Bitwa zaczęła się koło 11 tej w południe, nieprzyjaciel dał do niej powód. Barski kontratakował (było to 23-go) z 6-tą kompanją i wspierany przez 5-ą i 7-ą kompanję, zajął Żurawniki z pozycjami nieprzyjacielskiemi. W ataku tym giną znowu dwaj szeregowi, trzej zaś odnoszą rany. Pochód kompanji 6ej w zamkniętym szyku na nieprzyjacielskie karabiny maszynowe, wywołuje panikę w szeregach nieprzyjaciela, który w największym popłochu zaczyna uciekać.

Po zajęciu pozycji nieprzyjacielskich poszła 6 ta komp. przez Zuchorzyce do Połonic pod Zadwórzem, gdzie 25. sierpnia rozpoczęła atak. Po zwycięstwie Barskiego w Żurawnikach, wieczorem 20-ty pułk Ziemi Krakowskiej zluzował cały Baon, który w poniedziałek poszedł do Zuchorzyc, a we wtorek 24. miał pierwszy atak na Zadwórze o godz. 6:15, główny zaś atak od godz. 8-ej do tej, tzn. od wieczora do 1-ej w nocy bez przygotowania artylerzyckiego i bez łączności i zabezpieczenia w lewo i w prawo. Walki te opisał kilkakrotnie dr. Prószyński w „Słowie Polskiem" w szkicach pt. „Walka o Zadwórze", „Atak nocny", „Zmarnowana wyprawa" i „Patrol".

Barski atakował na lewem skrzydle wzdłuż toru kolejowego i dostał się pod ogień karabinów z wozów z tyłu. Stracił on wtedy 12 ludzi (razem z panią Strojnowską). Komp. 7-a i 8 a dostały się też pod ogień karabinów maszynowych z Bogdanówki i też prawie z tyłu. Wtedy nastąpiło wycofanie się ich. Ponieważ jednak wycofały się bez możności poprzedniego zawiadomienia wraz z 5-tą 6-a kompanja została okrążona z trzech stron. Dowódca Barski, mylnie poinformowany przez szpiega co do sytuacji, zorjentował się mimo to w groźnem położeniu; umiejętnie więc kontratakuje nieprzyjaciela i wycofuje się z ognia, tracąc bohatersko w tyraljerze idącą sanitariuszkę Strojnowską, lwicę arcymężną wśród niewiast, oraz 2 zabitych szeregowców. Do niewoli idzie około 20 ludzi, w tej liczbie weterynarz dr. Kruczkowski Sylwester, 57 letni ochotnik. Niedawno udało mu się z niej uciec. Po szczęśliwem wycofaniu się, kompanja i dowódca otrzymują pochwałę.

A oto rozkazy i meldunki co do planu i rozkładu tych walk:

    23/VIII 1920. Do D-twa II. Baonu 240 pp. Z rozkazu dowództwa 20 pp. należy ściągnąć tyraljerę z pod Żurownik i odmaszerować do Zuchorzyc, objąć odcinek od III. Baonu 240 pp. 3 komp. 20 pp. obsadziła placówki dzienne na wschód od Czarnuszkowic.

    Dowódca I Baonu 20 pp,
    Wojciechowski, por

Dnia 25-go niestrudzony w pracy w tym okresie ppłk. Sendorek dał rozkaz Baonowi II. wziąć udział w akcji na Zadwórze i podporządkować się rozkazom ppłk. Weissa, dcy 40 pp. W objaśnieniu dodaje się, że Baon 11/9 40 pp. nie podlega Dtwu 40 pp., współdziała z nim tylko w akcji. O godz. 13:15 (25/8. 20.) nadszedł rozkaz ppłk. Sendorka.

    „Należy natychmiast ściągnąć komp. 6, 7 i 8 i odmaszerować do Połonic — Bogdanówki, gdzie znajduje się już komp. 5 (z ppor. Ant. Jochem), zniszczyć most na szosie koło M. H. oraz nawiązać łączność z Baonem I., który atakuje Laszki Królewskie od Zuchorzyc. Należy również ubezpieczyć się od półn. zach. W Polonicach 5 ta komp. walczyła mężnie, lekką ranę w ramię odniósł szer. A. Krąp. Do Dowództwa zaś III. Baonu (bohaterskiego majora Trześniowskiego) przyszedł tego samego dnia o godz. 13-ej następujący rozkaz: Baon I. i jedna komp. 20 pp. łącznie pod dowództwem ppłk. Domaszewicza otrzymały rozkaz wymarszu dnia 25 bm. o godz. 13:20 z Zuchorzyc celem zaatakowania Laszek królewskich od zachodu. Po odejściu prawego skrzydła na –o- 263 należy nawiązać łączność i łącznie z tymże posuwać się naprzód. Jeden Baon 54 pp. otrzymał rozkaz zaatakowania Wyźmian. Baon II. 240 pp. zajął o godz. 715 stację kolejową Zadwórze a o godz. 9-ej z powodu cofnięcia się 40 pp. ze wsi Zadwórze zmuszony był do wycofania się na Połonice, gdzie otrzymał rozkaz zajęcia Połonic — Bogdanówki i nawiązania łączności z Baonem I. Po osiągnięciu powyższego zadania, wszystkie oddziały 20 i 240 pp. mają być zluzowane i wycofane do Żurawnik celem reorganizacji.

    Sendorek,
    mp., ppłk. i dca pułku.


Jak się jednak skończyła nasza bitwa z 24 go? Po wspomnianem wycofaniu kompanji wśród strat dnia 25-go nastąpił trzeci atak w trzech częściach głównych, od godz. 6-ej wieczór, który trwał do 1 ej w nocy. drugi zaś od 6-ej do 10-ej rano, 3-ci od 10 ej do 12-ej w południe. Ówcześnie zaatakowała nas kawalerja bolszewicka, którą odparła komp. 6-ta, jako rezerwowa, ogniem salwowym z odległości 300 kroków. Wskutek nakazanego cofnięcia się pułku 20, 40 i pancernego pociągu, baon II. cofnął się do Barszczowic, skąd o godz. 10-ej wieczór stosownie do rozkazu, odjechał na wozach do Połonic z powrotem, gdzie miał wziąć udział w akcji na Żurawniki i Laszki, jednak wskutek spóźnionych rozkazów pozostał w Połonicach i Bogdanówce aż do rozwiązania tj. do 27-go. Baon pochował trzech zabitych nad Pełtwią w Połonicach; rannych było piętnastu; dostało się też niestety kilku Polaków do niewoli, a nadto kilku nie znaleziono. Straty te zostały spowodowane po największej części flankowym kontratakiem kawalerji bolszewickiej na atak polski frontalny. Wtedy raniono lepszą szarżę, która się nie cofała. Do takich zuchów należał plut. Ćwiąkalski, abiturj. gimn., ranny dwukrotnie. A był to — wedle meldunków mężnego ppor. Bardeckiego — morderczy ogień dum-dum; gdy się zaś zważy, że ludzie nasi nie mieli amunicji, i wszystkie karabiny były popsute, musi się odwrót usprawiedliwić.

Dnia 27. VIII. wedle niżej cytowanego rozkazu — zostaje baon wcielony do 20 pp. „Ziemi Krakowskiej", a to wskutek tego, że dowództwo 6 ej Dywizji i Armji wcieliło oddziały ochotnicze do armji regularnej.

Krótka, ale piękna jest historja tego ochotniczego pułku Powstał na to, by trwale się zapisać w pamięci wroga. Nie zapomną bolszewicy, że w tym czasie, gdziekolwiek stanęli, choćby na krótki tylko postój, spotkali ten rzutny pułk, idący ciągle za nimi, a nie ustępujący w byle jakich warunkach. Szczególnie kompanja 6-ta, nawie zawsze pierwsza w boju, ostatnia na spoczynku, zawsze w uciążliwych walkach i najuciążliwszych warunkach, czasem uznana, czasem niewidziana, ze szczególnem podkreśleniem przechodzi do historji walk z bolszewikami na ziemi naszej.

Niema ochotników, zlali się z pułkiem regularnym, zostały jednak czyny piękne, chlubnie świadczące o nich i o ich nieustraszonym dowódcy, rycerskim młodzieńcu Adamie Barskim. W bojach dalszych zostali tradycji swej wierni, i chwałą promienną osnuli swe następne dni walk.

Podaję w pełnem brzmieniu rozkaz pożegnalny:


    Dowództwo 240. pp. A O. Miejsce postoju, 27 8 1920.

    ROZKAZ PUŁKOWY L. 14.
    1. Rozwiązanie 240 pułku piechoty A. O : W myśl rozkazu organizacyjnego L. 2 z dnia 26- sierpnia 1920 Dtwa 6 Dywizji piechoty i na podstawie rozkazu Nr 181. — org z dnia 20. sierpnia 1920. Dtwa 6. Armji zostaje 240 pułk piechoty A. O. rozwiązany i wcielony do 20 pułku piechoty. Rozkaz z bliższemi wskazówkami i podaniem sposobu, jak wcielenie zostanie przeprowadzonem, wyda Dtwo 20 pułku piech.
    2. Objęcie Dtwa pułku: Dowództwo 20 pułku piechoty obejmuje w myśl powyższego rozkazu ppłk. Kruk — Szuster. a ja zostaję przy sztabie pułku aż do czasu przeniesienia mnie do wojsk lotniczych
    3. Podziękowanie: Oddając w dniu dzisiejszym Dtwo 240. pp A O., muszę na pierwszem miejscu wspomnieć o tych wielu cichych bohaterach, którzy nie zważając na trudy i niebezpieczeństwa, na które na każdym kroku byli narażani do ostatka, wytrwali na stanowisku i przelali swą krew w obronie Ojczyzny i za ukochane przez siebie rodzinne miasta. Bez rozgłosu i szumnej reklamy zginął kwiat pułku, ale pamięć o poległych nie zaginie nigdy wśród kolegów, którzy pozostali — a wdzięczność Ojczyzny niech im będzie nagrodą za przelaną krew.

    Dowódcom Baonów i wszystkim oficerom dziękuję w imieniu najwyższej służby za starania ich i owocną pracę przy organizacji i tworzeniu pułku, oraz za bohaterskie i umiejętne prowadzenie pułku w ciężkich walkach, które pułk podczas krótkiego swego istnienia musiał stoczyć. Miałem nieraz sposobność przekonać się że mimo nadzwyczaj ciężkich warunków spełniali wszyscy swe zadanie i świecili podwładnym swoim przykładem.

    W dalszym ciągu dziękuję wszystkim żołnierzom, którzy będąc czy to w pierwszej linji, bez względu na trudy i ciężkie warunki nie opuszczali nigdy swych placówek i świecili bohaterstwem, czy to tym żołnierzom, którzy zawsze z pomyślnym rezultatem starali się, ó wypełnianie wszelkich udzielanych im rozkazów.
    Celem nagrodzenia oficerów i żołnierzy polecam Dowódcom Baonów przedłożenie wniosków na odznaczenia i wniosków nominacyjnych. W końcu dziękuję Adjutantowi, Oficerom i żołnierzom, przydzielonym do Sztabu pułku, za ich pracę wśród ciężkich warunków, którą spełniali zawsze ku memu zadowoleniu

    4. Mianowanie: Mianuję plut. Garapicha Eliasza z kancelarji pułkowej sierżantem i kpr. Łupickiego Franciszka, z kancelarji pułkowej, plutonowym.

    5. Odczytanie rozkazu: Rozkaz powyższy należy odczytać przed frontem wszystkich kompanji.

    Stawski, ppor. i Adj.
    Sendorek, mp. ppłk. i dca pułku.


Takie były dzieje II. Baonu 240 pp., zasłużonego wielce acz przygotowanego dorywczo i źle uzbrojonego. Komunikaty urzędowe nie wyszczególniały walk MOAO. Komunikat sztabu generalnego WP. donosi tylko pod datą 14. sierpnia 1920, że „grupa naszej jazdy zasilona oddziałami piechoty, zmaga się w rejonie Radziechowa i Chodojowa z przeważającemi siłami armji konnej Budiennego. Dowództwo frontu zarządziło celem skrócenia linji odpornej cofnięcie się nad Bug, przyczem musiało opuścić znowu Brody, a pod datą zaś ż 19 sierpnia, z frontu południowego „celem wyrzucenia oddziałów nieprzyjacielskich, które pod Sokalem i między Kamionką Strumiłową a Buskiem przeszły na lewy brzeg Bugu, zarządzono kontrakcję.

Z 17-go": „Między Bugiem a Lwowem walki z przedniemi oddziałami jednej dywizji." Dowódcą VI. armji został generał Jędrzejewski, zapisany chlubnie, dzięki swej działalności z czasów obrony miasta w r. 1919, wdzięcznej pamięci Lwowian. Odbył on zaraz naradę z gen. Iwaszkiewiczem, przesławnym dowódcą frontu i jego szefem sztabu pułk. Kesslerem. „Gazeta Lwowska" doniosła o serdecznem i wdzięcznem powitaniu gen. Jędrzejewskiego przez Lwów, pomny jego zbawiennej działalności z czasów bohaterskich walk dookoła lwiego grodu. Przybył on z północnego frontu, aby objąć posterunek ważny i zaszczytny, to też żywiono pełne zaufanie do jego „szczęśliwej ręki i energii. Z Jędrzejewskim przybyli do Lwowa związani z nim, szef sztabu, mjr. Tyszkiewicz, kpt. Mały i adjt. Sterba”.

Komunikat z 18. doniósł, że „wojska nasze przegrupowują się celem odparcia nieprzyjaciela, posuwającego się w kierunku Lwowa," a „Gazeta Lwowska" (urzędowa) podkreśliła, że nasze oddziały „wykonując opracowane rozkazy, zajęły, względnie odeszły na pozycje obronne, asekurujące Lwów. Z ruchów oddziałów nieprzyjacielskich można wnosić, że w niedługim czasie nastąpi zetknięcie i starcie z nieprzyjacielem w rejonie obronnym Lwowa."

Że Lwowa bezpośrednio nie zagrożono, lwia w tem zasługa ochotników, zwłaszcza bojowników nieśmiertelnych z pod Zadwórza (śmierć kpt. Zajączkowskiego), o których niewiele się ze źródeł komunikatu dowiedzieć mogła opinja publiczna, informowana zresztą niedbale i zwięźle przez prasę. Społeczeństwo wie, że Armji Ochotniczej ma wiele do zawdzięczenia, ale nie wie dokładnie, ile. W ten sposób, zakończywszy dzieje Baonu II. 240 p. p., przechodzę do zmagań się bratnich jego baonów I. i III. pod wodzą niezłomnych rycerzy, Domaszewicza i Trześniowskiego.

dalej...


Data utworzenia strony: 2006-12-07


Powrót
Licznik